czwartek, 29 października 2015

Rozdział 11.

Księżyc wisiał już na nieboskłonie, swoją jasną tarczą, która dziś przypominała dużego rogala, oświetlając ulice, uliczki, parki, domy i wszystko to, co znajdywało się pod nim. Korony drzew poruszane podmuchami wiatru, kiwały się to w jedną to w drugą stronę, szeleszcząc cicho liśćmi. Wszechogarniająca cisza, panowała w całym mieście a zakłócana była tylko, jednorazowymi dźwiękami, które wydawały przejeżdżające pojazdy lub też sowa, nocny obserwator penetrujący okolicę, pohukując od czasu do czasu.
W salonie małego, przytulnego domku zamieszkiwanego przez młodą, rudowłosą dziewczynę płomień w kominku skwierczał posyłając małe, drobne iskierki w powietrze, nadając złocisty blask ścianom koloru beżowego. W całym domu światła były wyłączone, jedynie w salonie zapalona była mała lampka i wcześniej wspomniany kominek . Dwie postacie znajdujące się w pomieszczeniu, już od dłuższego czasu prowadziły dyskusję na tak bardzo interesujący ich temat, że nie dostrzegły obserwatora, który był z nimi już od dłuższego czasu. Mała, śnieżna sowa przekrzywiając łebek to w jedną, to w drugą stronę obserwowała rudowłosą osiemnastolatkę, która mówiła do.. Pustej powierzchni przed nią. Wbiła więc jeszcze mocniej swoje szpony w drewniany parapet, który tej nocy służył jej jako obserwatorium, i wbijając swe czujne spojrzenie złocistych w świetle kominka oczu czekała na rozwój wypadków .
Siedząca na kanapie dziewczyna, miała wzrok utkwiony otwartej księdze, leżącej na jej kolanach i mówiła. Mówiła do.. Właściwie do kogo mówiła ? Skoro była sama w pomieszczeniu mogła mówić tylko do siebie samej, a to było co najmniej dziwne. Sowa, zainteresowana tym niezwykłym zdarzeniem jeszcze bliżej przysunęła się do okna, próbując dostrzec.. Cokolwiek. W pewnym momencie przestrzeń wokół rudowłosej zafalowała ( o ile takim słowem można określić to zjawisko ) a kilka sekund później najpierw delikatnie zajaśniała a następnie można było bez problemu dostrzec zarys męskiej sylwetki postaci. Z każdą chwilą postać chłopaka stawała się coraz bardziej wyraźniejsza, aż w końcu było ją widać w całej okazałości . Na twarzy chłopaka gościł uśmiech, jakby właśnie wygrał bardzo ważny dla niego konkurs. Do swoich małych płuc, wciągnęła odpowiednią dawkę powietrza i już, rozprostowując skrzydełka aby wzbić się w powietrze, zmieniła nagle zdanie dostrzegając wzrok skupiony idealnie na jej małej postaci. Chłopak – nadal się uśmiechnięty – przypatrzył się jej uważnie a następnie otworzył usta mówiąc coś do swojej towarzyszki. Dziewczyna kierowana głosem swojego rozmówcy obróciła głowę o 180 stopni i podobnie jak młodzieniec, spojrzała na nią . Po chwili jednak oboje odwrócili wzrok zajmując się sobą, od czasu do czasu tylko zerkając kątem oka na parapet okienny. Jednakże w pewnym momencie, gdy chłopak po raz któryś z kolei spojrzał na okno, mając nadzieję, że zobaczy małą, puchatą kulkę która swym białym kolorem upierzenia odznaczała się w ciemności; nie dostrzegł jej. Kilka chwil przedtem bowiem, mały puchacz odleciał zostawiając tę dwójkę samą, wymachując równomiernie swoimi skrzydełkami w górę i w dół, lecąc w tylko jej znanym kierunku.
- To było troszkę takie.. Dziwne, nie sądzisz? – po chwili odezwał się chłopak spoglądając to na pusty okienny parapet to na pytający wyraz twarzy, z jakim przypatrywała mu się dziewczyna.
- Dziwne ? Uważasz sowę za dziwne stworzenie ?- zaczęła się z nim droczyć rudowłosa uśmiechając się delikatnie.
- Uważasz, że jestem nietolerancyjny dla sów ? – chłopak zrobił smutną minę i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej – Nie sama sowa, co … Jej zachowanie. Tak usiadła i się patrzyła na nas.
- Wiesz, że sowa śnieżna, którą przed chwilą widziałeś, jest zwierzęciem mojej babci ? – spytała znienacka dziewczyna, zaskakując tym samym chłopaka.
- Jak to.. Jest zwierzęciem Twojej babci ? – chłopak nie rozumiał pytania, o czym dało się przekonać patrząc na jego twarz.
- Powiedzmy, że.. Moja rodzina jest rodziną z wieloma tradycjami. Jedną z nich jest ta, iż za każdym razem gdy urodzi się w niej – w tej rodzinie – dziecko, a raczej dziecku przypisuje się jakieś zwierzę, drzewo, kwiat albo coś innego. Następnego dnia o dwunastej w południe, nowonarodzonemu zakłada się na przegub ręki opaskę, na której widnieje znak tej rzeczy, którą mu przypisano. Oczywiście, opaski te nie zagrażają życiu niemowlęcia, ani nic. Nie pytaj mnie czemu akurat o dwunastej w południe, i skąd rodzice i – jeśli jeszcze żyją – dziadkowie, przypisują niemowlakowi owy symbol, bo po prostu nie wiem. I w taki sposób, mojej babci została przypisana sowa śnieżna a ilekroć ją widzę, czuję jakby ona nade mną czuwała i była gdzieś niedaleko.. Wiem, dziwne. Ale takie właśnie jest moje życie.
- Wiesz, że pierwszy raz o takim czymś słyszę ? Nikt kogo znam.. Znałem, nie miał takiej historii jak Ty.
Postać astralna chłopaka zaczęła krążyć po pokoju, wyłamując jednocześnie sobie palce jednakże nie wydając przy tym jakiegokolwiek dźwięku. Żaden jego krok nie powodował skrzypienia desek, którymi wyłożony był parkiet ani też nie powodował on swoją „osobą” poruszania się przedmiotów jakich dotykał. Co ciekawe, mógł bez problemu usiąść na kanapie a ona nie uginała się pod wpływem jego ciężaru.
Dziewczyna zaśmiała się, próbując tym samym chociaż troszkę rozładować napięcie i ciszę, które zawisły na tę chwilę nad nimi.
- Tak wiem. Jestem dość.. Dziwną osobą, jakby to powiedzieć. No ale chciałeś przecież wiedzieć o Przysiędze, jaką złożyła moja mama mojej babci, prawda?
Chłopak kiwnął potakująco głową, dziewczyna otworzyła więc usta, aby mu odpowiedzieć.
- Jak już wiesz, albo też możesz domyślać się tego, nie jestem jedyną osobą w mojej rodzinie, której przydał dar Widzenia. Jak dowiedziałam się w późniejszym, naprawdę dużo późniejszym okresie mojego życia z ust mojej mamy, co drugie pokolenie rodzi się z tym darem. U niemowlaków bardzo łatwo to poznać..
- W jaki sposób? – spytał chłopak przerywając wypowiedź dziewczyny.
Ona uśmiechnęła się tylko do niego po czym wstała ze swojego miejsca na kanapie i odwróciwszy się do niego plecami uniosła swoje długie, rude włosy do góry. Na jej karku bowiem, centymetr może dwa poniżej linii włosów, znajdowało się znamię w kształcie trójkąta. Było ono o wiele jaśniejsze niż jej skóra tak więc łatwo można było je zobaczyć, o ile nie było schowane pod rudą zasłoną włosów.
- Oto i Twoja odpowiedź na pytanie. Każdy Widzący, posiada takie znamię rodząc się. Tak czy inaczej.. Kiedy się urodziłam, babcia jako iż ona była ostatnią żyjącą osobą, posiadającą ten sam dar, wymogła na mojej mamie obietnicę, czy też Przysięgę jak wolisz.. Mówi ona o tym, iż rodzic Widzącego, w razie gdyby jej poprzedni „nosiciel” nie żył już, powinien powiadomić swojego potomka o darze z jakim się urodził. Może Ci się wydać dziwne, jednakże moja mama nigdy w to nie wierzyła. Nie wierzyła w dar, jaki miałam ja i babcia, ona po prostu nie wierzyła w byty astralne – duchy. Dlatego też nie chciała zgodzić się na złożenie przysięgi, ponieważ nie chciała abym się o tym dowiedziała. Dopiero któregoś roku w moje urodziny, oficjalnie obiecała i przysięgła, że nie dowiem się nic o darze dopóty, dopóki sama o to jej nie zapytam, a ona wtedy udzieli mi pomocy ze wszystkich sił, jakie w sobie ma.
- Twoja mama nie wierzyła, ponieważ nie miała dowodów by w to wierzyć. Jest niczym filozof, który potrzebuje dowodu aby uwierzyć. Znam to doskonale biorąc na przykład osobę mojej mamy.
- Tak ? A co ona takiego robiła ? – dziewczyna uśmiechnęła się uśmiechem dziękując za zmianę tematu
- Oceny.. Gdy przyniosłem kartkę z wypisanymi ocenami, nie wierzyła w co niektóre do tego stopnia, że musiała dzwonić do mojej wychowawczyni. Twierdziła, że mogłem je przecież podrobić, bo były zbyt wysokie..
- To bardzo typowe zachowanie rodziców, niestety – dziewczyna uśmiechnęła się unosząc delikatnie kąciki ust ku górze.
- U Ciebie chyba nie było tego problemu, skoro dostałaś się na ten staż dziennikarski u mojego wuja – humorystycznie puścił jej oko, przeczesując jednocześnie swoje ciemne włosy dłonią, mierzwiąc je jeszcze bardziej niż dotychczas.
- To mogę potwierdzić, chociaż może to zabrzmieć nieskromnie, że nie musieli dzwonić do wychowawcy w sprawie moich ocen – uśmiechnęła się delikatne po czym wstała ze swojego miejsca, aby dołożyć drewno do kominka.
Szatyn, jakby w momencie przypomniał sobie o czymś .
- Powiesz mi co zostało przypisane Tobie, gdy się urodziłaś ?
Odwracając się w stronę chłopaka usłyszała dzwonek do drzwi rozchodzący się przeraźliwym echem po mieszkaniu, i spojrzawszy na zegarek zaczęła zastanawiać się, któż może dobijać się do jej drzwi o tej godzinie. Ruszyła więc w kierunki drzwi wejściowych na moment jeszcze przystając .
- Anioł.
Po czym odwróciła się, aby otworzyć drzwi tajemniczemu przybyszowi.


* Do następnego.
See you soon, NEM.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz