czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 18.

Z dzienników Cieni
 Cień zobowiązany jest do akceptacji regulaminu, z którym zapoznany został przy włączaniu do Grona oraz wypełniania powierzanych mu zadań do końca. Ujawnienie się osobie postronnej grozi jednoznacznym odebraniem mocy i dostępu do Źródła.

Celem działalności Cienia, jest :
1) Zachowanie swojego istnienia w tajemnicy - w szczególności przed Widzącymi.
2) Nie dopuszczenie do tego, aby dusza zmarłego przeszła na Stronę Światła.
3) Działanie na rzecz Mroku i składanie Mu ofiar.
4) Wypełnianie każdego powierzonego mu zadania bez zbędnych protestów.
5) Zdobycie ("przeciągnięcie") jak największej liczby dusz, do szeregów Cieni.

Każdy z Cieni zobowiązany jest do przestrzegania kilku następujących zasad:
1) Brak jakiegokolwiek kontaktu z postronnymi ludźmi.
2) Kategoryczny zakaz ujawniania informacji na temat Grona.
3) Zabrania się knucia intryg, podstępów, które miałyby na celu jego awans w Gronie.
4) Donosić o wszelakich buntach, jakie miejsce miałyby w Gronie.
5) Stawiać się na każdej radzie Mroku.

Złamanie jakiejkolwiek z obowiązujących zasad, jest równoznaczne z wygnaniem poza granice Miasta Cieni. Powrót może odbyć się dopiero po 666 latach, jednak poprzednio pełniona funkcja nie będzie brana już pod uwagę - stanowisko w Gronie będzie o stopień (lub dwa, w zależności od wagi popełnionych czynów) niższe.

~.~

- A więc? - oczy chłopaka w odcieniu błękitu oceanicznego uparcie się wpatrywały w rudowłosą towarzyszkę czekając na moment, kiedy ta udzieli mu odpowiedzi na pytanie - Jak brzmi Twoje drugie imię?
- Eleanor - odparła, spokojnie sącząc pomarańczowy sok przez słomkę z wysokiej szklanki jaką trzymała w ręku - Winter Eleanor Verso, gwoli ścisłości.
Towarzysz Winter potrzebował kilku sekund na przemyślenie jej odpowiedzi
- To brzmi tak.. Dostojnie, rzekłbym. Podoba mi się, lubię niezwykłe rzeczy - mówiąc to, mrygnął jej lewym okiem, nadziewając jednocześnie kawałek tiramisu na widelec.
Dziewczyna uśmiechnęła się tylko do siebie, ciesząc się w duszy, że jej przypuszczenia co do tego spotkania jednak się nie sprawdziły. Myślała bowiem, że nie znajdzie z Teo wielu wspólnych tematów do rozmów czy też zrobi coś głupiego, jak w wielu przypadkach jej się to zdarzało. Ale myliła się - atmosfera nie była w żadnym stopniu napięta, a tematy, propozycje do rozmów same się nawarstwiały.
- Winter? Słuchasz mnie ? - twarz chłopaka, jak się zielonookiej zdawało, znalazła się nagle bardzo blisko jej twarzy. Zbyt blisko..
- Słucham słucham, ale na moment się "zawiesiłam", jakby to powiedzieć - robiąc w powietrzu cudzysłów, zaśmiała się delikatnie, na co chłopak jej zawtórował. 
- Spokojnie, każdemu się takie sytuacje mogą zdarzyć - jego głos był spokojny i w efekcie dziewczynę w jeszcze większym stopniu ogarnął wewnętrzny spokój - Więc Winter Eleanor ..
Zielonooka słysząc, że chłopak zwraca się do niej pełnym imieniem, pokręciła lekko głową to w lewo, to w prawo i zaśmiała się cicho do samej siebie . Już nieraz zdarzały jej się takie sytuacje. Teo spoglądał na nią tylko zdziwiony nie będąc do końca pewnym co takiego rozbawiło jego towarzyszkę .
- Nie musisz zwracać się do mnie tak.. Oficjalnie. Dziwnie się przy tym czuję.
- Pierwsza zasada: Nie zwracać się do Winter "Eleanor". Jest! - mówiąc to, nakreślił w powietrzu znak, którym oznacza się na liście zakupów to, co już miało się włożone do koszyka - No to, Winter, skoro ja opowiedziałem Ci jak moja budowla zbudowana z klocków runęła, bo błąd tkwił w tym, jak zbudowałem fundamenty - runęła niszcząc moje marzenia o zostaniu światowej sławy architektem.. To teraz Ty opowiedz coś o sobie. Jakaś historyjka.
Winter podparła głowę na dłoni i zastanowiła się przez moment, pamięcią wracając do swoich wspomnień. Nagle uśmiechnęła się z satysfakcjonującym uśmiechem na twarzy i delikatnym błyskiem w oku.
- Będąc w szkole podstawowej (od autorki :nasza szkoła podstawowa, to odpowiednik londyńskiego Primary School) miałyśmy razem z moją przyjaciółką Emily przezwisko Żabie Dziewczyny.
- Zaczyna się ciekawe, mów dalej! - zamieszał przy tym energicznie słomką, w wysokiej szklance wypełnionej już do połowy sokiem z owoców leśnych.
- Nasza koleżanka z klasy po prostu, hm .. Zachowała się bardzo niefajnie, w naszej opinii, więc byłyśmy zgodne co do tego, że powinna odpokutować i same wymierzyłyśmy jej karę, za ten jakże haniebny czyn, którego się dopuściła..
- A co dokładnie takiego zrobiła ? Bo to brzmi, dość zagadkowo, musisz mi to przyznać.
- Przejechała rowerem żabę - odparła dziewczyna po krótkiej chwili zawahania, ale za to z powagą na jaką tylko ją było stać w tym momencie, biorąc pod uwagę spojrzenie jej rozmówcy po drugiej stronie stolika.
- Żartujesz sobie ? To jest zwykły żart ? - spytał dwukrotnie, nie dowierzając do końca.
- Nie, to nie jest żart. Mówię poważnie - odpowiedziała spokojnie, a widząc nadal zdziwiony wzrok niebieskich oczu prychnęła tylko na właściciela - Nie patrz tak na mnie! Byłyśmy młode.. I zapewne sentymentalne, skoro czułyśmy obowiązek zadośćuczynienia śmierci tej biednej żabki!
- Dobrze, dobrze, przecież nic takiego nie mówię. Spokojnie - mrugnął do niej jednym okiem - Ale nadal nie wyjaśniłaś mi co dokładnie jej zrobiłyście.
- My po prostu zorganizowałyśmy jej ponowne spotkanie z tym płazem. W skrócie ? Ta mała żabka była jej specjalnym dodatkiem w zupie na obiedzie w szkolnej stołówce .
Słysząc to, brunet zakrztusił się popijanym właśnie sokiem i badawczo zaczął się przyglądać wnętrzu szklanki.
- Ale mi nic nie dodałaś do soku, prawda? - spytał udając lekki przestrach w oczach .
- To pozostanie moją małą, słodką tajemnicą - zniżyła głos do szeptu, uśmiechając się przebiegle.
Nagle temperatura w pomieszczeniu spadła o kilka stopni w dół - tak wydawało się Winter - i na jej prawej ręce pojawiły się delikatne ciarki . Na karku, mogła przysiąc, poczuła przeszywające ją na wskroś czyjeś spojrzenie, więc w odruchu obejrzała się przez ramię, jednak nie dostrzegła nikogo, kogo wzrok spoczywałby na niej.
Gdy ponownie spojrzała na swojego towarzysza, jej źrenice w jednej chwili się rozszerzyły - zobaczyła brata Tea, Enza. Jego postać dzisiaj była o wiele bardziej prześwitująca niż podczas ich pozostałych spotkań, ale ponadto, dziewczyna dostrzegła dziwnie bijący od niego blask, jakby jaśnienie. Najjaśniejszy punkt na całym ciele znajdywał się po lewej stronie klatki piersiowej w miejscu, gdzie każdy człowiek ma serce.
-  Musimy porozmawiać, teraz. Chodź razem ze mną na zaplecze - mimo, że usta wciąż miał zamknięte i ich nie otwierał, w umyśle Winter pojawiło się to, co chciał jej przekazać.
- Winter? Winter? Wszystko w porządku? Stało się coś ? - nieobecny wzrok dziewczyny, jakim przez parę chwil się rozglądała po wnętrzu a później patrzyła w miejsce gdzie - nie dla tych normalnych ludzi - stał duch Enza, wywołał niemałe zmieszanie u Tea.
- Słucham ? A tak, tak. Wszystko gra, ja tylko.. Muszę iść na moment do toalety. Za momencik wracam - powiedziała, z wyraźnym uśmiechem na twarzy, który odrobinę uspokoił bruneta.
Rudowłosa zręcznie przeszła "slalomem" między wszystkimi stolikami i już po chwili była na korytarzu, gdzie dostrzegła czworo drzwi - dwie toalety, odpowiednio dla płci męskiej i płci żeńskiej oraz "Pomieszczenie służbowe" i drzwi, które - jak można się było domyślić - prowadziły do wyjścia na powietrze.
Tuż przy tych służbowych, chodziła w kółko postać Enza. Chłopak, na tyle na ile to możliwe w jego obecnym "stanie", był lekko zdenerwowany, bądź też zniecierpliwiony, ponieważ wyłamywał sobie paliczki jak robi to większość osób.
- Mam do Ciebie kilka pytań i liczę, że nie wywiniesz się od odpowiedzi na nie - zaczęła jako pierwsza zielonooka.
- Odpowiem, odpowiem, spokojnie Winter.Ale mam ważniejszą sprawę w tym momencie.
Dziewczyna rzuciwszy mu zdezorientowane spojrzenie, odruchowo zaczęła bawić się zawieszonym na szyi wisiorkiem.
- Jaka to niecierpiąca zwłoki sprawa, przez którą wyciągnąłeś mnie ze spotkania ze swoim bratem, na które zgodziłam się na Twoją prośbę? - na końcu pytania zaczerpnęła mały haust powietrza.
- Śledzi mnie ktoś.. Ktoś zły. Co na marginesie, związane jest właśnie z Twoim spotkaniem z moim bratem, bo ten ktoś chciał a raczej - miał za zadanie, o ile w dalszym ciągu nie ma - zrobić mu coś złego, ale o tym później.. Od kilku dni mnie obserwuje a ja szczerze mówiąc, nie wiem, co robić, więc zwracam się z prośbą do Ciebie..
- Poczekaj.. Kim jest ten "zły ktoś", kto od kilku dni Cię obserwuje i podąża za Tobą? - spytała po chwili, rozgryzając poprzednią wypowiedź Enza.
- To słudzy Mroku. Nazywają ich Cieniami.



* Udanego sylwestra!

See you soon, NEM.

czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział 17.

Gdy zegar wskazał godzinę szesnastą trzydzieści pięć, rudowłosa skończyła właśnie zaplatać włosy w tak zwanego kłosa. Rzuciła ostatnie spojrzenie na swoją odbijającą się postać w dużym lustrze na ścianie i zgarnąwszy tylko telefon komórkowy, który od razu podłączyła do przewleczonych po koszulką słuchawek,  i klucze od mieszkania wyszła, przekręcając podwójnie klucz w zamku. Jak to jej tata zwykła mawiać w takich momentach : "Strzeżonego Pan Bóg strzeże!" po czym, dla upewnienia się, pociągał jeszcze kilka razy za klamkę czy aby na pewno drzwi zostały zamknięte.
Na wspomnienia o tacie na twarzy Winter pojawił się delikatny uśmiech . Zaczęła zastanawiać się, kiedy będzie mieć na tyle wolnego czasu - i czy w ogóle będzie takowy mieć - aby odwiedzić swojego tatę i młodszą siostrę w rodzinnym Londynie. No i oczywiście mamę. W pewnym sensie..
Nagle dziewczyna obejrzała się przez prawe ramię, jakby słysząc coś co ją zaniepokoiło. Rozejrzała się zarówno w prawo jak i w lewo, jednak ulica była pusta. Ani żywego ducha, widać nie było na horyzoncie tak więc dziewczyna z cichym westchnieniem ulgi pomaszerowała dalej włączając przy tym swą jedną z ulubionych piosenek.

"This world will never be
What I expected
And if I don't belong
"

Nucąc cicho pod nosem, Winter przemierzała ulicę, na której mieścił się jej domek. Szła nie spiesząc się zbytnio, ponieważ do wcześniej umówionego spotkania miała jeszcze dobre dwadzieścia minut - tak przynajmniej, wskazywał zegarek na wyświetlaczu jej telefonu.
Gdy sygnalizacja świetlna przy pasach, zmieniła kolor na podświetloną, zieloną postać człowieka, dziewczyna ruszyła w dalszą drogę. Pamiętała jednak o tym, żeby jako pierwszą ruszyć prawą nogą, a dopiero potem lewą. Sama do końca nie wiedziała dlaczego tak robi, ale było to jej przyzwyczajenie od lat dziecięcych.
Po zaledwie trzech piosenkach jakie przesłuchała ze swojej playlisty, oczom zielonookiej ukazał się szyld kawiarenki Oronero. Przechodząc tuż obok niej, zauważyła, że z dziewięciu stolików jakie zostały wystawione przed kawiarnią, tylko dwa były wolne, a reszta zaś - zajęta. Gwar rozmów, śmiechów i wesołych pokrzykiwań otoczył dziewczynę, gdy tylko ta zdjęła słuchawki i włożyła je do kieszonki w małej, czarnej torebce jaką miała przewieszoną przez prawe ramię. Winter miała słabość właśnie do takich "drobiazgów". Tak jak często powtarzała jej babcia, gdy była mała, dziewczyna w pełni zgadzała się z jej słowami : "Drogie dziecko, czasem radość znajdziesz nie w czymś o pokaźnych rozmiarach dzięki czemu możesz "pokazać" się innym, nie, nie . Czasami to właśnie takie drobnostki i inne małe rzeczy mogą dać Ci radość jakiej nie sprawi żadna inna rzecz". Na wspomnienie o babci Winter uśmiechnęła się delikatnie unosząc kąciki ust do góry.
I właśnie z takim wyrazem twarzy podeszła do postaci siedzącej do niej tyłem, na brzegu fontanny Neptuna. Gdzieś w głębi siebie wiedziała, że to on. Niebiesko - czarna koszula w kratę, założona na szarą koszulkę bez jakichkolwiek nadruków, idealnie wręcz dopasowana była i do krótko obciętych włosów, które zazwyczaj były w tak zwanym : "artystycznym nieładzie" i niebieskich jak morze oczu. Białe, odznaczające się kabelki od słuchawek kończyły się podłączone do urządzenia w spodniach sięgających zaledwie do linii kolana.
Winter parsknęła śmiechem, szarpiąc delikatnie krawędź swojej jeans'owej koszuli i podeszła do chłopaka. Teo obrócił głowę w jej stronę dopiero w momencie, kiedy rudowłosa usiadła obok niego na brzegu fontanny i delikatnie "dziabnęła" go w prawy bok .
- O, hej! - powiedział, uśmiechając się szeroko na jej widok. W następnej sekundzie zrobił coś, co mocno zaskoczyło dziewczynę, bowiem w żadnym ze scenariuszy nie wyobrażała sobie tego. Chłopak po prostu ją przytulił .
- Em, no cześć.. - odparła będąc nadal w lekkim szoku, ale mimo tego jej uśmiech także nie schodził z twarzy .
- Ja przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć w jakiś sposób.. - zaczął mamrotać speszony, bawiąc się kabelkiem od słuchawek, raz go zaplatając, raz rozplatając.
Dziewczyna delikatnie położyła rękę na jego barku na co brunet przeniósł na nią swoje spojrzenie:
- Nic się nie stało. Po prostu mnie zaskoczyłeś odrobinę. I tyle, spokojnie.
- Na pewno ? - spytał, trochę już przekonany - Bo zawsze mogę..
- Na pewno! Nie musisz mieć co do tego żadnych wątpliwości - dmuchnęła w kosmyk jaki spadł jej na twarz, starając się odrzucić go na drugą stronę .
Teo zaśmiał się z jej poczynań i wziąwszy do między dwa palce założył jej za ucho .
- Więc, co teraz chciałabyś zrobić ? Kino, spacer czy cokolwiek innego co Ci przyjdzie do głowy ? - spytał w dalszym ciągu się uśmiechając.
- Spacer ? A później będziemy improwizować, co Ty na to ? - odparła po chwili.
- Ale nie masz zamiaru pozbawić mnie życia a później porzucić ciała gdzieś, gdzie nikt go nie znajdzie? Albo znajdzie po dużym odstępie czasu? - udał przerażenie jednocześnie unosząc dłoń do otwartych ust.
- Rozważę tę propozycję, obiecuję - pokiwała znacząco głową w górę i w dół, po czym uniosła się i wyciągając w jego kierunku rękę spytała :
- To co, ryzykujesz czy zostajesz ?
- Życie bez ryzyka byłoby nudne - odpowiedział, mrugając do tego jednym okiem .
Dziewczyna zaśmiała się cicho, ponieważ doskonale znała osobę, która miała dokładnie takie samo zdanie na ten temat . Która teraz w jej domu, zmagała się z jej laptopem. Ciekawe jak mu szło ?
Winter była zbyt zaabsorbowana rozmową ze swoim rozmówcą, że nie zauważyła, że do jej cienia na chodniku dołączył jeszcze jeden cień. Cień o wiele ciemniejszy niż ten, który należał do niej . Cień ten jednak nie miał nic wspólnego z jej postacią i to  nie zwiastowało niczego korzystnego. Nie da Widzącej..




* Udanego pierwszego dnia wiosny ^^

See you soon,
NEM.

czwartek, 17 grudnia 2015

Rozdział 16. część 3.

Sącząc sok pomarańczowy wyciśnięty z całych owoców - jak zapewniała sprzedawczyni w kawiarence - rudowłosa obserwowała spokojnie, wskazówki przesuwające się po tarczy zegarka na jej  przegubie prawej dłoni. Kolejne sekundy mijały, zmieniając tym samym wskazówkę minutową, która coraz to bardziej zbliżała się do wyczekiwanej przez dziewczynę godziny 12, w południe .
Po krótkiej chwili w jej głowie pojawiły się te słowa, przez które tak czujnie pilnowała godziny..
    "Tym razem - Enzo zaakcentował początkowe dwa słowa - chodzi o drobnostkę, spokojnie. Wystarczy, że jutro w południe napiszesz do mojego brata z propozycją o spotkanie czy coś".

Większość ludzi jak przypuszczała dziewczyna, zwyczajnie mogłaby zignorować taką prośbę. Jednak nie w tym wypadku, kiedy osobą, która złożyła ową prośbę był Enzo - duch osiemnastolatka. Do tej pory, od ich wcześniejszego spotkania dziewczyna głowiła się, dlaczego tak bardzo ważna jest ta tak zwana "drobnostka".
- 11:59.. - westchnęła po cichu rudowłosa, spoglądając kątem oka na czarny zegarek. Sięgnęła po leżący przed nią na stoliku telefon i w spisie kontaktów znalazła numer, którego potrzebowała w tej chwili.
Pik.. Pik.. Pik.. Pi..
- Tak słucham? - po zaledwie trzech sygnałach w słuchawce usłyszała głos chłopaka.
- Hej, Winter z tej strony - palnęła głupio nie wiedząc jak rozpocząć rozmowę, mając jednak świadomość, że chłopak ma zapisany jej numer telefonu - Tak mi wpadł do głowy pewien pomysł.
- Zaciekawiłaś mnie, mów dalej - intuicyjnie wyczuła, że na twarzy młodzieńca pojawił się uśmiech. W tle usłyszała przejeżdżające samochody, więc chłopak musiał być gdzieś poza domem.
- Miałbyś może ochotę na spacer ?  Albo kawę, czy coś takiego ? Chciałam podziękować za to, że jakiś czas temu kiedy zasłabłam pomogłeś mi .
- To nie było nic takiego - zaśmiał się krótko - A co do propozycji.. Nie powiem, zaskoczyłaś mnie troszkę. Ale bardzo chętnie, powiedz tylko gdzie i o której ?
Piazza della SignoriaMoże około godziny 17 ? - zaproponowała, po krótkiej chwili zastanowienia.
- Nie ma problemu.
- Będę więc czekać przy fontannie - uśmiechnęła się do słuchawki - Do zobaczenia, Teo.
- Do zobaczenia, Winter - powiedział, po czym dziewczyna usłyszała dźwięk zakończonego połączenia.
Dokończyła sok i po uregulowaniu rachunku, wyszła z kawiarni. Jako, że nie musiała pojawiać się dziś w firmie Zirelliego a do umówionego wcześniej spotkania pozostało jej jeszcze dużo czasu postanowiła wyciągnąć Luka, aby zobaczyć się z Dominico Donato . Czas mijał a oni mieli do napisania cały artykuł .
Wykorzystując informacje, jakie udzielił jej Dominico dzisiejszego ranka, tuż po tym jak skończyła biegać i zaprosiła go do siebie na kawę i ciastka, wpisała jego numer telefonu i nacisnęła zieloną słuchawkę. Odebrał już po zaledwie dwóch sygnałach.
- Dominico, słucham?
- Dzień dobry raz jeszcze - powiedziała dziewczyna, z radosnym akcentem w głosie, co nie umknęło uwadze jej rozmówcy.
- Pozytywne rozpoczęcie rozmowy i uśmiech, który można wyczuć nawet poprzez taką odległość.. Winter! Miło Cię słychać!

Dziewczyna była pod wrażeniem. Jak wtedy, gdy poznała swojego rozmówcę . Zastanawiało ją, czy potrafi rozpoznać przez telefon tylko ją, czy resztę osób z którymi rozmawia też. Nie myśląc nad tym długo, kontynuowała to co rozpoczęła,
- Trafiony zatopiony! - zaśmiała się, rozluźniając atmosferę jeszcze bardziej - Dzwonię do pana z pewną prośbą. Otóż, czy znalazłby pan wolną chwilkę na to, abym razem z moim partnerem zadali panu kilka pytań odnoszących się do artykułu ?
- Poczekaj, dziecinko, muszę grafik sprawdzić.. - zawiesił głos sytuacyjnie w tym momencie, lecz po chwili mówił dalej:
- Oczywiście, że tak! - zaśmiał się w przypływie dobrego humoru - Oronero za godzinę, zapraszam, dziecinko!
- Do zobaczenia! - pożegnała się, kończąc połączenie - O rany, nie nadążam za tym człowiekiem momentami - westchnęła cicho pod nosem, skręcając w uliczkę, na której mieścił się jej domek.

                                                                    ~ * ~

- Winter! Winter, dziewczyno pomóż! - jęcząc i zawodząc, wołał rudowłosą jej przyjaciel - Kyle.
Wyjmując po drodze baterie z ładowarki i chowając je do małej kieszonki w futerale do aparatu, zawieszonego na szyi. Kręcąc od niechcenia głową na prawo i lewo, dziewczyna wyszła z pokoju i zeszła na dół, skąd dobiegał głos chłopaka.
Zerknęła jeszcze na godzinę na ekranie telefonu trzymanego w dłoni, po czym schowawszy urządzenie do tylnej kieszeni spodni, zwróciła twarz w stronę przyjaciela.
- Słucham Cię, złociutki ? - uśmiechnęła się szeroko, oparłszy się jednym barkiem o framugę drzwi , którymi wchodziło się do salonu.
- Pomóż? - zrobił słodką minę, wyciągając przed siebie wyprostowane obydwie ręce, wskazując tym samym na powód swoich zmartwień. Rudowłosa na to parsknęła tylko śmiechem.
Chłopak bowiem siedział na kanapie, a na niskim stoliku tuż przed nim stał otwarty laptop dziewczyny. Powodem irytacji Kyle'a nie było jednak samo urządzenie, co informacja jaka była wyświetlona na jego głównym panelu. "Proszę o wprowadzenie hasła".
- Oj, jakże mi przykro, złociutki.. - dziewczyna udała smutną minę, co chłopak od razu wyczuł i poznał po jej charakterystycznej postawie w takich sytuacjach . Oburzył się więc i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
- Małe, rude wredne.. - wysyczał tylko w odpowiedzi przez zaciśnięte zęby.
- Oj już dobrze, już dobrze.
Odkładając aparat na półkę obok, podeszła do laptopa nachylając się nad monitorem.
- Ale bajer! - wykrzyknął Kyle, gdy po przesunięciu palcem po ekranie laptop się odblokował - Masz laptopa z dotykowym ekranem!
- Dziesięć punktów dla Gryffindoru! - przybiła piątkę z chłopakiem, jak to mieli w zwyczaju od wielu lat - Tylko, nie zepsuj niczego ani nic - pogroziła mu żartobliwie palcem przed twarzą - A teraz ja muszę lecieć, tak więc zostawiam was samych. Powodzenia ! - pocałowała przyjaciela w policzek i wziąwszy aparat z szafki wyszła na zewnątrz.
Niedługo potem dotarła do Oronero, gdzie przy stoliku czekał już na nią Luck, sącząc kawę. Latte Macchiato, jak przypuszczała.
- O, cześć! - chłopak podniósł się i przytulił dziewczynę na przywitanie.
- Cześć, cześć - odwzajemniła uścisk i usiadła naprzeciw kolegi. - Przyszedłeś nawet wcześniej, gratuluję - -powiedziała spoglądając na zegarek i uśmiechając się delikatnie.
Chwilę później do ich stolika podeszła kelnerka trzymając w ręku notes i długopis. Jak dziewczyna zauważyła, dziewczyna obsługująca ich była leworęczna.
- Coś podać? - spytała uśmiechając się do nich. W szczególności swoim uśmiechem zaszczyciła, siedzącego po jej prawej stronie Luck'a, który zaczął się w nią wpatrywać z dużym uwielbieniem.
- Zieloną herbatę, poproszę - powiedziała rudowłosa, z zaciekawieniem na twarzy spoglądając na blondyna.
- Dla mnie nic - odpowiedział ten, w dalszym ciągu nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
- Za moment podam herbatę - zwracała się do Winter, pomimo iż dalej uśmiechała się do lokowatego . I odeszła, a w ślad za nią podążyła głowa chłopaka.
- Huhuh.. Ktoś tu chyba wpadł komuś w oko! - zachichotała rudowłosa, przez co Luck rzucił jej zdziwione spojrzenie.
- Ja ? Nie, no coś Ty - na jego twarzy wykwitły dwa delikatnie różowe cienie na policzkach i chłopak ukrył twarz za filiżanką kawy.
- Ktoś tu się chyba nam zarumienił! - rzucił na powitanie Dominiko, przysiadając się niepostrzeżenie do stolika.
Chłopak na te słowa jeszcze bardziej spalił buraka, potocznie mówiąc i prawie zakrztusił się ciepłym napojem.
- Spokojnie młodzieńcze, każdemu w życiu może się to przytrafić - poklepał go pokrzepiająco po ramieniu - Więc jak, zaczynamy ? - potarł dłonie o siebie z ciekawym uśmiechem na twarzy.
- Nie zamawia pan niczego ? - spytał go, mniej zarumieniony już Luck.
- Nie, nie. Mam swoje - mówiąc to, wyciągnął z plecaka butelkę wody mineralnej.
- No to zaczynamy w takim razie - powiedziała dziewczyna i jej partner wyciągnął wcześniej przygotowane przez nich pytania.
Włączyli dyktafon i zaczęli rozmowę. Luck odchrząknął i zaczął pytać:
- Pytanie pierwsze: Dlaczego..


* Krótszy, ale jest ^^
Udanego czwartku!

See you soon,
NEM.

czwartek, 10 grudnia 2015

Rozdział 16. część 2.

Ściany szpitalnych korytarzy wyłożone kwadratowymi płytkami, które odbijały blask promieni słonecznych na nie padających, prawie przerażały swoim białym wyrazistym kolorem. Podłoga pokryta linoleum w odcieniu niewiele ciemniejszym od prostopadłych do niej ścian. Wszystko było sterylnie wyczyszczone a w powietrzu unosił się ten charakterystyczny zapach, który rudowłosej nie kojarzył się zbyt dobrze.
Na końcu korytarza obydwa skrzydła okna otwarte były na oścież, wpuszczając delikatne ciepłe powietrze podnoszące temperaturę w pomieszczeniu .
Co kilka kroków podeszwy butów dziewczyny, o których zwykła mówić, że są to jej niezawodne trampki na każdą okazję i na każdą porę, wydawały piskliwy dźwięk stykając się z podłogą. Plecak założony na obydwa ramiona podskakiwał delikatnie przy gwałtowniejszym ruchu jaki wykonywała przemierzając korytarze szpitalne w poszukiwaniu odpowiednio oznaczonego pomieszczenia.
Tam właśnie skierowana została przez kobietę, która siedziała na obrotowym krześle w portierni. Dziewczyna, gdy tylko spojrzała w szare oczy kobiety, miała wrażenie jakby temperatura w pomieszczeniu spadła nagle o kilka stopniu w dół. Strój w jaki była ubrana pracownica przedstawiał się w klasycznym wydaniu: czarna spódnica do kolan w pasie przeciągnięta połyskującym czarnym paskiem ze srebrną klamrą, do tego biała koszula marszczona w charakterystyczny sposób. A ponieważ w pomieszczeniu - podobnie z resztą jak i na zewnątrz budynku - było bardzo ciepło, dopasowana marynarka leżała starannie złożona na krześle stojącym pod ścianą. Długie włosy w świetle wpadające w kolor dojrzałych śliwek, opadały delikatnie na ramiona kobiety, skręcając się przy końcach. Rudowłosą od zawsze zastanawiało, po co ludzie - a w szczególności kobiety, chociaż i zdarzały się przypadki mężczyzn - farbują sobie włosy na inny kolor. Ona sama nie propagowała tej tak zwanej "mody" na różnokolorowe odcienie . Przenikający wzrok, jakim Sara Morton - jak zdołała przeczytać z tabliczki starannie umocowanej na powierzchni drzwi - zlustrowała wręcz Winter, nie mógł zostać zignorowany i dziewczyna wzdrygnęła się odruchowo, czując jak słabe mrowienie przebiega jej po plecach.
Odchrząknęła więc i pewnym, opanowanym głosem spytała, gdzie mogłaby dowiedzieć się czegoś więcej o stanie zdrowia przyjętej wczorajszego wieczora pacjentki.
- Pokój 203 . Zapukać dwa razy, zanim się wejdzie - oschły głos, rozległ się w pomieszczeniu.
- Mogę spytać, dlaczego akurat zapukać dwa razy ? - odezwała się ta ciekawska strona dziewczyny, którą posiada każdy z nas, jednak czasem przez długi czas uśpioną.
- Oczywiście. Co nie jest równoznaczne z tym, że udzielę odpowiedzi na zadane pytanie. Mam do tego takie prawo i z niego korzystam.
Nie zadawać zbyt wielu pytań - mogą pozostać bez odpowiedzi. Dziewczyna odnotowała w głowie tę krótką uwagę, jednocześnie wspominając zasady poprawnego zachowania w stosunku do innych jakie w dzieciństwie wpoili jej rodzice.
"Tylko te głupie pytania czy też te, które w jakikolwiek sposób mogą Ci zaszkodzić nie wymagają odpowiedzi .. Mówiła matka, po czym włączał się ojciec: Nie wymagają odpowiedzi, albo wymagają sarkastycznej, zapamiętaj moje słowa skarbie. To się przydaje"
Dziewczyna uznawszy, że zadane przez nią pytanie niekoniecznie mogło zaszkodzić recepcjonistce, więc najwyraźniej nie było zadane w odpowiedni sposób. Skończywszy się nad tym zastanawiać, zapukała dwukrotnie w pomalowane na biały kolor drzwi, zza których usłyszała wyraźne "Zapraszam".
- Dzień dobry - powiedziała zamykając za sobą drzwi. Jej oczom ukazało się skromnie urządzone pomieszczenie, jednak w nowoczesny na swój sposób pomysł. Za dużym biurkiem, na blacie którego wznosiło się kilka stosów dokumentów. Jak dziewczyna przypuszczała, były to dokumentacje pacjentów na jego oddziale. I gdzieś w tym stosie, znajdował się wydruk z nazwiskiem La Duka..
- Witam - podał dziewczynie rękę, ściskając ją mocno po czym usiadł na swoim fotelu naprzeciw rozmówczyni - Mogę w czymś pomóc? - posłał jej promienny uśmiech, dzięki któremu dziewczyna poczuła się o wiele swobodniej aniżeli w towarzystwie Sary, kilkanaście minut wcześniej .
- Owszem. Otóż, wczorajszego wieczora trafiła do was moja sąsiadka - Bianca La Duka. Bardzo się o nią martwię i chciałabym dowiedzieć się czegokolwiek o jej stanie zdrowia.
- Bianca La Duka.. La Duka .. - zaczął mamrotać do siebie pod nosem lekarz, szperając w jednym z kilku stosów papierów dookoła niego.- Mam Cię! - triumfalnie uniósł arkusz papieru do góry.
Dziewczyna obserwowała twarz mężczyzny stawiając tezę, iż nie może być dużo starszy od Zirelliego. Delikatnie kręcone blond włosy, ułożyły się na jego głowie według własnego uznania tworząc dobrze znany dziewczynie tzw. artystyczny nieład. Bursztynowe oczy w promieniach słońca wpadających przez okno obok biurka, sprawiały wrażenie tak realistycznego bursztynu, że rudowłosa prawie w nich utonęła.
- Co my tu mamy.. Wyniki badań w normie, jednakże.. Wczorajsze zasłabnięcie prawdopodobnie spowodowane było podwyższonym ciśnieniem krwi. Nie wiemy co dokładnie mogło to spowodować, ponieważ wiadome nam jest, że kobieta prowadziła spokojne życie .
- Tak, to mogę sama potwierdzić - Winter uśmiechnęła się, a lekarz napotkawszy jej spojrzenie odwzajemnił uśmiech. - Czy mogłabym ją odwiedzić ?
Wzrok mężczyzny powędrował do wiszącego na ścianie zegara, na tarczy którego wskazówki przesuwały się powoli do cyfry 11 .
- Oczywiście, ale niedługo. Pacjentka musi jeszcze trochę wypocząć, zanim wypuścimy ją do domu, nie martwiąc się o jej zdrowie .
- Dziękuję bardzo - powiedziała podnosząc się ze swojego miejsca, po czym podawszy rękę doktorowi pożegnała się .
- Dziękuję i Tobie także życzę miłego dnia .
Zamknąwszy za sobą drzwi ruszyła do windy zgodnie z instrukcjami jakie dostała od lekarza. "Windą zjechać piętro niżej, a po wyjściu z niej skieruj się na lewo. Sala 111 będzie po Twojej prawej stronie".
- Na lewo 108, na prawo 109. Na lewo 110, na prawo.. O, jest! - powiedziała do siebie pod nosem zielonooka, spoglądając na tabliczkę z numerem sali przymocowaną do drzwi.
Nacisnęła delikatnie klamkę, a drzwi otworzyły się prawie od razu pod jej wpływem. W sali unosiła się w powietrzu woń świeżych kwiatów i w przeciwieństwie do pomieszczenia recepcji, nie było tutaj aż tak gorąco, na co dziewczyna aż westchnęła cicho z ulgą. Pikanie aparatury dobiegało to z lewej to z prawej strony, dzięki czemu Winter wykalkulowała, że na 4 łóżka znajdujące się w sali tylko 2 z nich były puste. "Więc Bianca ma towarzyszkę do plotek" przeszło przez myśl dziewczynie, jednak zaraz sama się skarciła pamiętając jak określała to kobieta: "To wymiana informacji, moje dziecko. Nic bardziej sprzecznego".
Podeszła do łóżka zajmowanego przez Biancę i przysunęła krzesło bliżej, starając się nie narobić zbyt dużego hałasu.
Przez kilka dłuższych chwil nie odrywała wzroku od aparatury podłączonej do ciała kobiety, jednak zaraz po tym, przeniosła swą uwagę na twarz pacjentki. Była blada, powieki pozostawały zamknięte a klatka piersiowa unosiła się miarowo w górę i w dół. Spała.
Kilkanaście minut później nie chcąc jej zbudzić ze spokojnego snu, początkująca dziennikarka podniosła się i ucałowawszy w czoło swoją sąsiadkę zamierzała opuścić salę 111.
Zamarła jednak w półkroku, gdy dostrzegła srebrzysty cień unoszący się nad ciałem kobiety zajmującej drugie łóżko, po lewej stronie pomieszczenia. Pomiędzy cieniem a ciałem bardzo widocznie zarysowała się srebrna nić biegnąca od serca w ciele do serca w cieniu .
- Oh, tylko nie to .. - szepnęła ani to do siebie, ani to do srebrnego cienia, w głębi duszy wiedząc co za moment nastanie. Chciała się mylić, jednakże fakty mówiły same za siebie.
Gdy srebrna nić w kolejnej sekundzie zniknęła aparatura do której nieznana kobieta była podłączona zaczęła swoją ostatnią melodię.
Kilka minut po wyjściu z sali, do której wpadł jak burza lekarz dyżurujący wraz z pielęgniarką u boku, dziewczyna zaciskała kciuki mając nadzieję, że jeszcze nie wszystko jest stracone, że jeszcze jest nadzieja na inne zakończenie. Wszystko to prysło, gdy tylko zobaczyła astralną postać nieznajomej przechodzącą.. Przez ścianę obok miejsca w którym siedziała . Duch spojrzał na nią szeroko otwartymi oczyma i nie wiedząc co zrobić w tej chwili Widząca podniosła się z miejsca i ruszyła do schodów, twierdząc, że pomoże jej to choć trochę uspokoić myśli.
Jednak nawet po wyjściu ze szpitala, będąc na zewnątrz wśród panującego wokół zgiełku pomimo tak wczesnej pory, w głowie nadal miała ten jeden dźwięk, odbijający się niczym echo pośród ścian w jaskini..
Piiiiiiik, piiiiiik, piiiiik ..

*UDANEGO DNIA! :)

See you soon,
NEM.

czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział 16. część 1.

Chłodny powiew porannego wiatru omiótł nogi rudowłosej dziewczyny, która stojąc na balkonie obserwowała uśpione w ciszy poranka włoskie miasto. Nawet w swoim rodzinnym Londynie tak robiło. Odkąd pamiętała fascynował ją moment, w którym to z tego cichego, spokojnego miasta, po ulicach którego nie toczą się  tłumy osób; miejsce staje się pełne osób, którym gdzieś spieszno, samochodów, które torują ulice. Ta zmiana, jak dostrzegła, nie następuje natychmiastowo. 
Wielu ludzi w obecnych czasach przestało zwracać uwagę na szczegóły, jakimi wypełnionymi po brzegi jest świat w którym żyjemy. Tylko Ci, którzy otwarty mają umysł potrafią dostrzec to, co dla innych pozostaje niewidoczne.
- „Dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu” – słowa dziewczyny wypowiedziane niemal szeptem, zostały porwane przez zefirek i poszybowały razem z nim dalej, w świat.
Dziewczyna wciągnęła do płuc sporą dawkę świeżego powietrza po czym obróciwszy się na pięcie, weszła przez drzwi do pokoju, gdzie dało się słyszeć tykanie zegara stojącego na szafce nocnej. Podświetlana tarcza powiadomiła dziewczynę o godzinie szóstej, minut dwadzieścia jeden. Zielonooka chwyciła leżącą na biurku czarną gumkę do włosów i stając przed lustrem w łazience, przyległym do jej pokoju, uczesała włosy starannie uplatając je w mocnego koka. 
Wychodząc ze swojego pokoju, podebrała jeszcze odtwarzacz MP3 z szuflady biurka i zamknęła za sobą cicho drzwi. Delikatnie zbiegła po schodach, starając się nie obudzić śpiącego w pokoju na dole Kyle. Przypiąwszy do paska od spodni urządzenie i przekładając słuchawki pod koszulką w drodze do wyjścia wstąpiła do kuchni, gdzie z lodówki wyjęła schłodzoną wodę mineralną, smakową – jabłkową.
Upiła łyk i przeszła kilka kroków do przedpokoju, gdzie założyła swoje ulubione Nike do biegania a po starannym zawiązaniu sznurówek wyszła na zewnątrz i przeszedłszy przez taras, wyszła za furtkę. Po raz drugi tego dnia, nabrała powietrza do płuc i z playlisty wybrawszy pierwszą piosenkę  jaka ukazana była u samej góry listy, odwróciła się przez prawe ramię i zaczęła biec.
Mijała kolejne domki, ulice, przecznice wsłuchując się w głos wokalisty, który jakby mówił jej prosto do uszu :
I'm tired of waiting for you,

I need to feel something new.

Kolejne minuty mijały, piosenki z playlisty przesuwały się co kilka chwil o jedną w dół, aż w końcu w pewnym momencie, gdy dziewczyna znalazła się w parku, pośród drzew odnalazła ławeczkę na której z cichym westchnieniem przysiadła. Rozejrzawszy się dookoła i nie ujrzawszy nikogo, uśmiechnęła się sama do siebie. Wyjęła obydwie słuchawki z uszy i zasłuchała się w szumie liści poruszanych przez powiew wiatru, który – im godzina stawała się późniejsza – ocieplał się. Niebo o tej porze miało barwę czystego błękitu, na powierzchni którego porozmieszczane były białe chmurki w abstrakcyjnych dla wielu kształtach. Dziewczyna odchyliła głowę do góry i rozpoznawszy żyrafę, gwiazdkę i uśmiechniętą minkę, została zmotywowana przez tą ostatnią postać chmury i wstała ze swojego miejsca z kącikami ust uniesionymi do góry.
Zegarek na jej lewym nadgarstku wskazywał godzinę szóstą pięćdziesiąt dziewięć, więc rudowłosa udała się w drogę powrotną.
Przystanęła dopiero przy moście, kilka przecznic od jej domku, ponieważ stojąca na brzegu rzeki postać, przykuła jej zainteresowanie.
Mężczyzna stał zwrócony do niej profilem, więc po kilku chwilach dziewczyna rozpoznała go. „To Dominico Donato” – zaświtało jej w głowie i zaciekawiona obserwowała go dalej, przysiadając na trawie zaledwie kilka metrów od niego. Dominico trzymał w jednej ręce papierową torbę, z której co chwila – drugą dłonią – wyjmował garść sucharów i rzucał je pływającym po powierzchni wody kaczkom. Po kilku minutach, wszechobecną ciszę przerwał głos mężczyzny, który o dziwo zwracał się właśnie do dziewczyny.
- Kaczki to wspaniałe stworzenia, nie uważasz? Takie ufne w stosunku do ludzi, którzy tyle razy urządzali na nie polowania.. A mimo tego, nadal podpływają tymi swoimi łapkami z nadzieją, że rzucimy im okruszki chleba czy czegokolwiek innego..
Dziewczyna z lekkim zdziwieniem zauważyła, że mężczyzna zwraca się do niej po angielsku a nie po włosku, jak to większość osób nowo-poznanych robi.  Podźwignęła się ze swojej siedzącej pozycji, przy akompaniamencie chrupnięcia kości i podeszła do mężczyzny.
- Skąd wiedział pan, że zrozumiem pańskie słowa po angielsku? – spytała nieśmiało, w tym samym języku, w którym rozmowa została rozpoczęta.
- Och, nie wiedziałem! – uśmiechnięty odwrócił do niej głowę, a dziewczyna wręcz zatopiła się w kolorze jego tęczówek, które w blasku słońca przybierały odcienie od niebieskiego począwszy, skończywszy na szarym z domieszką złotego – W takich sytuacjach należy liczyć na łut szczęścia i mieć nadzieję, że to co robimy będzie mieć pozytywny skutek. W przeciwnym razie, no cóż, możemy zostać odebrani przez innych jako tych „ześwirowanych” – uniósł do góry jedną dłoń imitując nią znak cudzysłowiu przy ostatnim wypowiedzianym słowie.
- Ześwirowanych? – zaśmiała się rudowłosa, przez co uśmiech na twarzy mężczyzny stał się jeszcze bardziej wyraźniejszy.
- Tak, no wiesz.. Świrus, mówi sam do siebie. I jeśli ktoś by nie rozumiał tego co mówię, pewnie właśnie tak by pomyślał, nie sądzisz..
- Winter – podpowiedziała dziewczyna, gdy kolorowe oczy Dominica przyglądały jej się ze skupieniem.
- Oryginalnie, hm.. Nawet bardzo – zadumał się jej rozmówca, postukując dodatkowo palcem wskazującym o podbródek.
- Dziękuję bardzo, przekażę moim rodzicom – skłoniła lekko głowę, jak to miała w zwyczaju kiedy ktoś mówił jej coś podobnego do tego, co usłyszała przed chwilą – Pańskie imię również nie jest niczego sobie, Dominico.
Mężczyzna posłał jej zaskoczone spojrzenie, po czym przesunął o centymetr wyżej, znajdujący się na jego głowie kapelusz. Dopiero teraz dziewczyna spojrzała na to, w co był ubrany . Patrząc od góry, na głowie nosił czarny kapelusz, który po boku przypięte miał 3 agrafki różnej wielkości, koloru srebrnego czym wyraźnie odznaczał się na ciemnym materiale. Kołnierzyk jasnej, błękitnej koszuli wystawał z ponad krawędzi czarnego swetra jaki miał na sobie. Podwinięte rękawy odsłaniały srebrny zegarek na lewym nadgarstku, spod którego wyłaniał się fragment czarnego napisu. Na nogach jasne, luźniejsze spodnie. Zamiast butów, jakie zazwyczaj noszą osoby w wieku Dominica Donato, on łamał wszystkie obowiązujące zasady.  Wysokie czarne trampki, miały przewleczone szare sznurówki  z jasnymi agletami. 
- A skąd  taka młoda dama jak Ty, jest w posiadaniu informacji na mój temat? – spytał, starając się przybrać stanowczy głos, jednakże słychać było radość w jego słowach.
Dziewczyna zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią, aby odpowiedzieć w taki sposób, żeby nie wystraszyć mężczyzny. Odetchnęła więc głęboko, wciągając powietrze przesycone odrobiną wilgoci znad rzeki i zaczęła mówić.
- Nazywam się Winter Verso, przyjechałam z Londynu na staż dziennikarski w firmie Simona Zirelliego. Jako pierwsze, „poważniejsze” zadanie Zirelli obrał sobie artykuł pisany w zespołach dwuosobowych. Mamy tydzień na napisanie go, a ten artykuł który zostanie napisany najlepiej, ukarze się w nadchodzącym wydaniu pisma . Temat jaki wybrałam sobie z moim partnerem do tego zadania, to sztuka. I to pan nas do tego zainspirował, swoją wczorajszą pracą przy fontannie.
Przez kilka chwil, żadne z nich się nie odezwało. Mężczyzna spoglądał to na dziewczynę, to na kaczki pływające po wodzie , podpływając od czasu do czasu z nadzieją na okruch chleba z papierowej torby trzymanej w ręku.
- Kochana! – powiedział w końcu Dominico, wprawiając dziewczynę w niemałe zaskoczenie – To, że maluję, jak już zdążyłaś zauważyć, to nic wielkiego. Ciekawe co powiesz o reszcie.. 
Ostatnie zdanie wypowiedział w sposób owiany wręcz tajemnicą, którą aż chce się poznać. Dziewczyna nie mogła nie odwzajemnić uśmiechu, który w dalszym ciągu utrzymywał się na twarzy jej rozmówcy.
- Co powie pan na kawę, herbatę? I do tego ciastka cynamonowe? – spytała po chwili, spoglądając na zegarek wskazujący za piętnaście ósmą.
- Ciastka cynamonowe, na pierwsze śniadanie to raczej nieodpowiednie dla osób w moim wieku, nieprawdaż? 
- Niech pan nie przesa..
- Dwie sprawy, kochaniutka. Mówimy sobie na Ty, Winter. Druga.. Jak daleko do kawiarni ? Zjadłbym ciacha! – pogładził się dłonią po brzuchu na urzeczywistnienie swoich słów.
- Zapraszam do siebie – odpowiedziała rudowłosa i krocząc obok Donato, przemierzała kolejne uliczki aż do momentu gdy jej oczom ukazał się jej domek.
W jej głowie zaś zaczęło się tykanie zegara odliczającego sekundy, minuty, godziny.. Do 12 w południe.


* Hejoo!
Dziękuję wszystkim tym, którzy nadal ze mną są (o ile jeszcze ze mną jesteście) ^^

See you soon,
NEM.