czwartek, 10 grudnia 2015

Rozdział 16. część 2.

Ściany szpitalnych korytarzy wyłożone kwadratowymi płytkami, które odbijały blask promieni słonecznych na nie padających, prawie przerażały swoim białym wyrazistym kolorem. Podłoga pokryta linoleum w odcieniu niewiele ciemniejszym od prostopadłych do niej ścian. Wszystko było sterylnie wyczyszczone a w powietrzu unosił się ten charakterystyczny zapach, który rudowłosej nie kojarzył się zbyt dobrze.
Na końcu korytarza obydwa skrzydła okna otwarte były na oścież, wpuszczając delikatne ciepłe powietrze podnoszące temperaturę w pomieszczeniu .
Co kilka kroków podeszwy butów dziewczyny, o których zwykła mówić, że są to jej niezawodne trampki na każdą okazję i na każdą porę, wydawały piskliwy dźwięk stykając się z podłogą. Plecak założony na obydwa ramiona podskakiwał delikatnie przy gwałtowniejszym ruchu jaki wykonywała przemierzając korytarze szpitalne w poszukiwaniu odpowiednio oznaczonego pomieszczenia.
Tam właśnie skierowana została przez kobietę, która siedziała na obrotowym krześle w portierni. Dziewczyna, gdy tylko spojrzała w szare oczy kobiety, miała wrażenie jakby temperatura w pomieszczeniu spadła nagle o kilka stopniu w dół. Strój w jaki była ubrana pracownica przedstawiał się w klasycznym wydaniu: czarna spódnica do kolan w pasie przeciągnięta połyskującym czarnym paskiem ze srebrną klamrą, do tego biała koszula marszczona w charakterystyczny sposób. A ponieważ w pomieszczeniu - podobnie z resztą jak i na zewnątrz budynku - było bardzo ciepło, dopasowana marynarka leżała starannie złożona na krześle stojącym pod ścianą. Długie włosy w świetle wpadające w kolor dojrzałych śliwek, opadały delikatnie na ramiona kobiety, skręcając się przy końcach. Rudowłosą od zawsze zastanawiało, po co ludzie - a w szczególności kobiety, chociaż i zdarzały się przypadki mężczyzn - farbują sobie włosy na inny kolor. Ona sama nie propagowała tej tak zwanej "mody" na różnokolorowe odcienie . Przenikający wzrok, jakim Sara Morton - jak zdołała przeczytać z tabliczki starannie umocowanej na powierzchni drzwi - zlustrowała wręcz Winter, nie mógł zostać zignorowany i dziewczyna wzdrygnęła się odruchowo, czując jak słabe mrowienie przebiega jej po plecach.
Odchrząknęła więc i pewnym, opanowanym głosem spytała, gdzie mogłaby dowiedzieć się czegoś więcej o stanie zdrowia przyjętej wczorajszego wieczora pacjentki.
- Pokój 203 . Zapukać dwa razy, zanim się wejdzie - oschły głos, rozległ się w pomieszczeniu.
- Mogę spytać, dlaczego akurat zapukać dwa razy ? - odezwała się ta ciekawska strona dziewczyny, którą posiada każdy z nas, jednak czasem przez długi czas uśpioną.
- Oczywiście. Co nie jest równoznaczne z tym, że udzielę odpowiedzi na zadane pytanie. Mam do tego takie prawo i z niego korzystam.
Nie zadawać zbyt wielu pytań - mogą pozostać bez odpowiedzi. Dziewczyna odnotowała w głowie tę krótką uwagę, jednocześnie wspominając zasady poprawnego zachowania w stosunku do innych jakie w dzieciństwie wpoili jej rodzice.
"Tylko te głupie pytania czy też te, które w jakikolwiek sposób mogą Ci zaszkodzić nie wymagają odpowiedzi .. Mówiła matka, po czym włączał się ojciec: Nie wymagają odpowiedzi, albo wymagają sarkastycznej, zapamiętaj moje słowa skarbie. To się przydaje"
Dziewczyna uznawszy, że zadane przez nią pytanie niekoniecznie mogło zaszkodzić recepcjonistce, więc najwyraźniej nie było zadane w odpowiedni sposób. Skończywszy się nad tym zastanawiać, zapukała dwukrotnie w pomalowane na biały kolor drzwi, zza których usłyszała wyraźne "Zapraszam".
- Dzień dobry - powiedziała zamykając za sobą drzwi. Jej oczom ukazało się skromnie urządzone pomieszczenie, jednak w nowoczesny na swój sposób pomysł. Za dużym biurkiem, na blacie którego wznosiło się kilka stosów dokumentów. Jak dziewczyna przypuszczała, były to dokumentacje pacjentów na jego oddziale. I gdzieś w tym stosie, znajdował się wydruk z nazwiskiem La Duka..
- Witam - podał dziewczynie rękę, ściskając ją mocno po czym usiadł na swoim fotelu naprzeciw rozmówczyni - Mogę w czymś pomóc? - posłał jej promienny uśmiech, dzięki któremu dziewczyna poczuła się o wiele swobodniej aniżeli w towarzystwie Sary, kilkanaście minut wcześniej .
- Owszem. Otóż, wczorajszego wieczora trafiła do was moja sąsiadka - Bianca La Duka. Bardzo się o nią martwię i chciałabym dowiedzieć się czegokolwiek o jej stanie zdrowia.
- Bianca La Duka.. La Duka .. - zaczął mamrotać do siebie pod nosem lekarz, szperając w jednym z kilku stosów papierów dookoła niego.- Mam Cię! - triumfalnie uniósł arkusz papieru do góry.
Dziewczyna obserwowała twarz mężczyzny stawiając tezę, iż nie może być dużo starszy od Zirelliego. Delikatnie kręcone blond włosy, ułożyły się na jego głowie według własnego uznania tworząc dobrze znany dziewczynie tzw. artystyczny nieład. Bursztynowe oczy w promieniach słońca wpadających przez okno obok biurka, sprawiały wrażenie tak realistycznego bursztynu, że rudowłosa prawie w nich utonęła.
- Co my tu mamy.. Wyniki badań w normie, jednakże.. Wczorajsze zasłabnięcie prawdopodobnie spowodowane było podwyższonym ciśnieniem krwi. Nie wiemy co dokładnie mogło to spowodować, ponieważ wiadome nam jest, że kobieta prowadziła spokojne życie .
- Tak, to mogę sama potwierdzić - Winter uśmiechnęła się, a lekarz napotkawszy jej spojrzenie odwzajemnił uśmiech. - Czy mogłabym ją odwiedzić ?
Wzrok mężczyzny powędrował do wiszącego na ścianie zegara, na tarczy którego wskazówki przesuwały się powoli do cyfry 11 .
- Oczywiście, ale niedługo. Pacjentka musi jeszcze trochę wypocząć, zanim wypuścimy ją do domu, nie martwiąc się o jej zdrowie .
- Dziękuję bardzo - powiedziała podnosząc się ze swojego miejsca, po czym podawszy rękę doktorowi pożegnała się .
- Dziękuję i Tobie także życzę miłego dnia .
Zamknąwszy za sobą drzwi ruszyła do windy zgodnie z instrukcjami jakie dostała od lekarza. "Windą zjechać piętro niżej, a po wyjściu z niej skieruj się na lewo. Sala 111 będzie po Twojej prawej stronie".
- Na lewo 108, na prawo 109. Na lewo 110, na prawo.. O, jest! - powiedziała do siebie pod nosem zielonooka, spoglądając na tabliczkę z numerem sali przymocowaną do drzwi.
Nacisnęła delikatnie klamkę, a drzwi otworzyły się prawie od razu pod jej wpływem. W sali unosiła się w powietrzu woń świeżych kwiatów i w przeciwieństwie do pomieszczenia recepcji, nie było tutaj aż tak gorąco, na co dziewczyna aż westchnęła cicho z ulgą. Pikanie aparatury dobiegało to z lewej to z prawej strony, dzięki czemu Winter wykalkulowała, że na 4 łóżka znajdujące się w sali tylko 2 z nich były puste. "Więc Bianca ma towarzyszkę do plotek" przeszło przez myśl dziewczynie, jednak zaraz sama się skarciła pamiętając jak określała to kobieta: "To wymiana informacji, moje dziecko. Nic bardziej sprzecznego".
Podeszła do łóżka zajmowanego przez Biancę i przysunęła krzesło bliżej, starając się nie narobić zbyt dużego hałasu.
Przez kilka dłuższych chwil nie odrywała wzroku od aparatury podłączonej do ciała kobiety, jednak zaraz po tym, przeniosła swą uwagę na twarz pacjentki. Była blada, powieki pozostawały zamknięte a klatka piersiowa unosiła się miarowo w górę i w dół. Spała.
Kilkanaście minut później nie chcąc jej zbudzić ze spokojnego snu, początkująca dziennikarka podniosła się i ucałowawszy w czoło swoją sąsiadkę zamierzała opuścić salę 111.
Zamarła jednak w półkroku, gdy dostrzegła srebrzysty cień unoszący się nad ciałem kobiety zajmującej drugie łóżko, po lewej stronie pomieszczenia. Pomiędzy cieniem a ciałem bardzo widocznie zarysowała się srebrna nić biegnąca od serca w ciele do serca w cieniu .
- Oh, tylko nie to .. - szepnęła ani to do siebie, ani to do srebrnego cienia, w głębi duszy wiedząc co za moment nastanie. Chciała się mylić, jednakże fakty mówiły same za siebie.
Gdy srebrna nić w kolejnej sekundzie zniknęła aparatura do której nieznana kobieta była podłączona zaczęła swoją ostatnią melodię.
Kilka minut po wyjściu z sali, do której wpadł jak burza lekarz dyżurujący wraz z pielęgniarką u boku, dziewczyna zaciskała kciuki mając nadzieję, że jeszcze nie wszystko jest stracone, że jeszcze jest nadzieja na inne zakończenie. Wszystko to prysło, gdy tylko zobaczyła astralną postać nieznajomej przechodzącą.. Przez ścianę obok miejsca w którym siedziała . Duch spojrzał na nią szeroko otwartymi oczyma i nie wiedząc co zrobić w tej chwili Widząca podniosła się z miejsca i ruszyła do schodów, twierdząc, że pomoże jej to choć trochę uspokoić myśli.
Jednak nawet po wyjściu ze szpitala, będąc na zewnątrz wśród panującego wokół zgiełku pomimo tak wczesnej pory, w głowie nadal miała ten jeden dźwięk, odbijający się niczym echo pośród ścian w jaskini..
Piiiiiiik, piiiiiik, piiiiik ..

*UDANEGO DNIA! :)

See you soon,
NEM.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz