czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział 17.

Gdy zegar wskazał godzinę szesnastą trzydzieści pięć, rudowłosa skończyła właśnie zaplatać włosy w tak zwanego kłosa. Rzuciła ostatnie spojrzenie na swoją odbijającą się postać w dużym lustrze na ścianie i zgarnąwszy tylko telefon komórkowy, który od razu podłączyła do przewleczonych po koszulką słuchawek,  i klucze od mieszkania wyszła, przekręcając podwójnie klucz w zamku. Jak to jej tata zwykła mawiać w takich momentach : "Strzeżonego Pan Bóg strzeże!" po czym, dla upewnienia się, pociągał jeszcze kilka razy za klamkę czy aby na pewno drzwi zostały zamknięte.
Na wspomnienia o tacie na twarzy Winter pojawił się delikatny uśmiech . Zaczęła zastanawiać się, kiedy będzie mieć na tyle wolnego czasu - i czy w ogóle będzie takowy mieć - aby odwiedzić swojego tatę i młodszą siostrę w rodzinnym Londynie. No i oczywiście mamę. W pewnym sensie..
Nagle dziewczyna obejrzała się przez prawe ramię, jakby słysząc coś co ją zaniepokoiło. Rozejrzała się zarówno w prawo jak i w lewo, jednak ulica była pusta. Ani żywego ducha, widać nie było na horyzoncie tak więc dziewczyna z cichym westchnieniem ulgi pomaszerowała dalej włączając przy tym swą jedną z ulubionych piosenek.

"This world will never be
What I expected
And if I don't belong
"

Nucąc cicho pod nosem, Winter przemierzała ulicę, na której mieścił się jej domek. Szła nie spiesząc się zbytnio, ponieważ do wcześniej umówionego spotkania miała jeszcze dobre dwadzieścia minut - tak przynajmniej, wskazywał zegarek na wyświetlaczu jej telefonu.
Gdy sygnalizacja świetlna przy pasach, zmieniła kolor na podświetloną, zieloną postać człowieka, dziewczyna ruszyła w dalszą drogę. Pamiętała jednak o tym, żeby jako pierwszą ruszyć prawą nogą, a dopiero potem lewą. Sama do końca nie wiedziała dlaczego tak robi, ale było to jej przyzwyczajenie od lat dziecięcych.
Po zaledwie trzech piosenkach jakie przesłuchała ze swojej playlisty, oczom zielonookiej ukazał się szyld kawiarenki Oronero. Przechodząc tuż obok niej, zauważyła, że z dziewięciu stolików jakie zostały wystawione przed kawiarnią, tylko dwa były wolne, a reszta zaś - zajęta. Gwar rozmów, śmiechów i wesołych pokrzykiwań otoczył dziewczynę, gdy tylko ta zdjęła słuchawki i włożyła je do kieszonki w małej, czarnej torebce jaką miała przewieszoną przez prawe ramię. Winter miała słabość właśnie do takich "drobiazgów". Tak jak często powtarzała jej babcia, gdy była mała, dziewczyna w pełni zgadzała się z jej słowami : "Drogie dziecko, czasem radość znajdziesz nie w czymś o pokaźnych rozmiarach dzięki czemu możesz "pokazać" się innym, nie, nie . Czasami to właśnie takie drobnostki i inne małe rzeczy mogą dać Ci radość jakiej nie sprawi żadna inna rzecz". Na wspomnienie o babci Winter uśmiechnęła się delikatnie unosząc kąciki ust do góry.
I właśnie z takim wyrazem twarzy podeszła do postaci siedzącej do niej tyłem, na brzegu fontanny Neptuna. Gdzieś w głębi siebie wiedziała, że to on. Niebiesko - czarna koszula w kratę, założona na szarą koszulkę bez jakichkolwiek nadruków, idealnie wręcz dopasowana była i do krótko obciętych włosów, które zazwyczaj były w tak zwanym : "artystycznym nieładzie" i niebieskich jak morze oczu. Białe, odznaczające się kabelki od słuchawek kończyły się podłączone do urządzenia w spodniach sięgających zaledwie do linii kolana.
Winter parsknęła śmiechem, szarpiąc delikatnie krawędź swojej jeans'owej koszuli i podeszła do chłopaka. Teo obrócił głowę w jej stronę dopiero w momencie, kiedy rudowłosa usiadła obok niego na brzegu fontanny i delikatnie "dziabnęła" go w prawy bok .
- O, hej! - powiedział, uśmiechając się szeroko na jej widok. W następnej sekundzie zrobił coś, co mocno zaskoczyło dziewczynę, bowiem w żadnym ze scenariuszy nie wyobrażała sobie tego. Chłopak po prostu ją przytulił .
- Em, no cześć.. - odparła będąc nadal w lekkim szoku, ale mimo tego jej uśmiech także nie schodził z twarzy .
- Ja przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć w jakiś sposób.. - zaczął mamrotać speszony, bawiąc się kabelkiem od słuchawek, raz go zaplatając, raz rozplatając.
Dziewczyna delikatnie położyła rękę na jego barku na co brunet przeniósł na nią swoje spojrzenie:
- Nic się nie stało. Po prostu mnie zaskoczyłeś odrobinę. I tyle, spokojnie.
- Na pewno ? - spytał, trochę już przekonany - Bo zawsze mogę..
- Na pewno! Nie musisz mieć co do tego żadnych wątpliwości - dmuchnęła w kosmyk jaki spadł jej na twarz, starając się odrzucić go na drugą stronę .
Teo zaśmiał się z jej poczynań i wziąwszy do między dwa palce założył jej za ucho .
- Więc, co teraz chciałabyś zrobić ? Kino, spacer czy cokolwiek innego co Ci przyjdzie do głowy ? - spytał w dalszym ciągu się uśmiechając.
- Spacer ? A później będziemy improwizować, co Ty na to ? - odparła po chwili.
- Ale nie masz zamiaru pozbawić mnie życia a później porzucić ciała gdzieś, gdzie nikt go nie znajdzie? Albo znajdzie po dużym odstępie czasu? - udał przerażenie jednocześnie unosząc dłoń do otwartych ust.
- Rozważę tę propozycję, obiecuję - pokiwała znacząco głową w górę i w dół, po czym uniosła się i wyciągając w jego kierunku rękę spytała :
- To co, ryzykujesz czy zostajesz ?
- Życie bez ryzyka byłoby nudne - odpowiedział, mrugając do tego jednym okiem .
Dziewczyna zaśmiała się cicho, ponieważ doskonale znała osobę, która miała dokładnie takie samo zdanie na ten temat . Która teraz w jej domu, zmagała się z jej laptopem. Ciekawe jak mu szło ?
Winter była zbyt zaabsorbowana rozmową ze swoim rozmówcą, że nie zauważyła, że do jej cienia na chodniku dołączył jeszcze jeden cień. Cień o wiele ciemniejszy niż ten, który należał do niej . Cień ten jednak nie miał nic wspólnego z jej postacią i to  nie zwiastowało niczego korzystnego. Nie da Widzącej..




* Udanego pierwszego dnia wiosny ^^

See you soon,
NEM.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz