(...) Nazywa się Dominico Donato. Tyle się dowiedziałem od dziewczyną za ladą - odparł Kyle, gdy dziewczyna spytała czy coś wie - Resztę pozostawiam wam do wybadania - uśmiechnął się i napił swojej kawy z filiżanki.
- Dzięki Kyle - rudowłosa uniosła wysoko kąciku ust, odsłaniając rządek białych zębów.
- Nie ma sprawy, mała - mrugnął do niej jednym okiem wdychając aromat kawy - Więc ile czasu macie na napisanie tego artykułu, bo o to chyba jeszcze nie pytałem?
- Tydzień, począwszy od dnia dzisiejszego – odpowiedział Luke na pytanie chłopaka – Co to dla nas, wyrobimy się nawet wcześniej – uśmiechnął się, na policzkach pojawiły się dwa wyraziste dołeczki a w oczach charakterystyczny błysk radości, jaki obserwuje się u dzieci, gdy dostaną jakąś niespodziankę od rodziców.
- Miejmy nadzieję, że Dominico będzie skłonny udzielić nam wywiadu, mój drogi kolego – rudowłosa pomachała delikatnie w jego kierunku łyżeczką, na której wciąż widać było ślady polewy czekoladowej.
- Spokojnie, mój urok osobisty powinien zadziałać bez większych trudności – strząsnął niewidoczny pyłek ze swojego ramienia, nadając tym słowom charakterystyczny wydźwięk.
- Zaczynam się poważnie martwić o moją pozycję w oczach Zirelliego.. – powiedziała Winter, z udawanym przerażeniem wymalowanym na twarzy, a dla lepszego efektu przysłowiowo „łapiąc się za głowę” .
- Dzięki wielkie koleżanko! – obruszył się chłopak, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Pamiętaj, że małe, rude zawsze jest wredne. A ona – tu wskazał dłonią na dziewczynę – to idealny przykład potwierdzający tę tezę.
- Pamiętaj, że małe i rude, może Cię nie wpuścić do domu – odwdzięczyła się, z cwaniackim uśmiechem na twarzy, zielonooka.
Chłopak już miał coś powiedzieć, jednak tylko otworzył usta i po chwili je zamknąwszy, zaczął nad czymś intensywnie dumać. Dziewczyna patrzyła na niego rozbawiona swoją wygraną, jednak spojrzawszy ponad ramieniem Kyle’a na obsługujących klientów Aurorę jej uśmiech powoli tracił swój blask. Wprawiając chłopaków w małe zaskoczenie, dziewczyna przeprosiła ich i wstała ze swojego miejsca poruszając się w kierunku właścicielki Oronero. Ta spojrzała na nią i od razu na jej delikatnej twarzy zagościł uśmiech. Babcia rudowłosej zwykła mówić o takich ludziach, że „są oni jak promień słońca, który nawet w pochmurne dni, potrafi przedrzeć się przez chmury, aby pokazać ludziom, że zawsze pojawia się światło nawet gdy my sami tracimy już na to nadzieję”.- Przepraszam, gdzie znajdę toalety ?
- Korytarzem prosto i pierwsze drzwi po lewej stronie – bransoletki zawieszone na prawej ręce Aurory, zadźwięczały, gdy ta podniosła w górę rękę aby pokazać drogę.
- Dziękuję – chwilowy uśmiech na twarzy zniknął, gdy tylko rudowłosa odwróciła się plecami i zaczęła podążać we wskazane miejsce.
Grobowa wręcz cisza panowała w toalecie, kiedy dziewczyna otworzyła drzwi i weszła do środka. Wnętrze nie było obskurne jak wszystkie inne ukazywane na przykład w amerykańskich filmach, a przeciwnie – można było dostrzec, że zamysłem był właśnie taki efekt.
Przy jednej ze ścian pomalowanych farbą w kolorze dojrzałych pistacji ciągnął się rząd umywalek w jasnym odcieniu beżu, a tuż nad nimi wisiało jedno długie lustro . Oparłszy dłonie o krawędź jednej z nich, zielonooka mocno zacisnęła na niej palce i przymknęła oczy, wciągając głęboko do płuc powietrze. Odrzuciła do tyłu włosy i złożywszy dłonie w tak zwaną „łódeczkę” opłukała twarz.
Zawsze tak robiła ilekroć ktoś – lub też coś – zaprzątało jej myśli i nie mogło ich opuścić. W tym przypadku to „coś” miało na imię Enzo i wpatrywał się w nią, szeroko otwartymi oczami na tyle, na ile było to możliwe w jego postaci.
- Czy duchy już nawet wchodzą do toalety za Widzącymi ? – spytała lekko kpiącym tonem Winter, spoglądając na swojego „gościa” w lustrze.
- Nie – chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu, opierając się barkiem o ścianę naprzeciw dziewczyny – Ale sytuacja tego wymaga, moja droga .
- Dwie sprawy. Pierwsza : Nie jestem Twoja. Druga: O co chodzi tym razem? – spytała dziewczyna z cichym westchnieniem, akcentując ostatnie dwa słowa swojego pytania. Zakręciła kran i odwróciła się twarzą do bruneta.
- Tym razem – Enzo także zaakcentował początkowo te dwa słówka – chodzi o drobnostkę, spokojnie. Wystarczy, że jutro w południe napiszesz do mojego brata z propozycją o spotkanie czy coś.
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się tylko z niedowierzaniem w chłopaka , nie wiedząc co odpowiedzieć. W końcu jednak się otrząsnęła .
- I to dla Ciebie jest drobnostka ? No i tak właściwie, dlaczego akurat w południe ?
- Jeśli Ci się to uda, dowiesz się jutro . Powodzenia i miłego dnia – mrugnął do niej powieką, po czym zniknął z pomieszczenia. Nie było jednak żadnych efektownych wybuchów, mgły czy wskakiwania do kapelusza. Po prostu zniknął.
- Gdyby już nie żył, własnoręcznie bym go udusiła za to zagadkowe mówienie za każdym razem – mruknęła do siebie wychodząc z toalety – Och, przepraszam ! – powiedziała, gdy otwierając drzwi prawie wpadła na kobietę w tym samym momencie wchodzącą do środka.
Kobieta była średniego wzrostu, ubrana w dopasowane czarne spodnie, marynarkę w tym samym kolorze i białą koszulą pod spodem. Na nosie osadzone miała okulary, które sprawiły, że wydawała się starsza niż była.
- Nic nie szkodzi! – roześmiała się, a w jej głosie słychać było prawie namacalną radość – Każdemu może się zdarzyć, jeśli jest się zamyślonym nad czymś.
- Racja. Z tym muszę się zgodzić – odwzajemniła uśmiech po czym ruszyła z powrotem na salę, gdzie czekali na nią Kyle i Luke – I jak, skończyliście już obgadywanie mnie i jedzenie ciasta?
- Z ciastem skończyliśmy, jednak nad tym obgadywaniem musielibyśmy się zastanowić – powiedział Kyle kiwając porozumiewawczo do Luke’a.
- Grabisz sobie! Pożałujesz tego, Kyle! – chciała dać mu kuksańca ale chłopak był szybszy i złapawszy ją za nadgarstki, okręcił i posadził na kolanach – Kyle jeden, Winter zero, skarbie .
- Nawet nie pomożesz? – rudowłosa rzuciła do Luke’a z wyrzutem, piorunując go wzrokiem.
- Mam zajęte ręce! – powiedział tylko, chwytając w dłonie filiżankę.
- Będziesz chciał zdjęcia do artykułu! Pogadamy wtedy! – pogroziła mu i zaczęła się śmiać. Mrocznie śmiać, jeśli to dobre określenie.
Wraz z nią, zaczął śmiać się i Kyle i Luke, przez co inny klienci obecni w kawiarence zaczęli rzucać im to zdziwione, to lekko zdegustowane spojrzenia. Wzrok jaki rzuciła im starsza pani ze stolika obok wręcz dobitnie mówił, że młodzi ludzie w jej czasach tak się nie zachowywali.
Jednak rudowłosa miała jedno motto, które towarzyszyło jej odkąd sięgała pamięcią.
Z uśmiechem na twarzy, przez całe życie. Codziennie.
- Dzięki Kyle - rudowłosa uniosła wysoko kąciku ust, odsłaniając rządek białych zębów.
- Nie ma sprawy, mała - mrugnął do niej jednym okiem wdychając aromat kawy - Więc ile czasu macie na napisanie tego artykułu, bo o to chyba jeszcze nie pytałem?
- Tydzień, począwszy od dnia dzisiejszego – odpowiedział Luke na pytanie chłopaka – Co to dla nas, wyrobimy się nawet wcześniej – uśmiechnął się, na policzkach pojawiły się dwa wyraziste dołeczki a w oczach charakterystyczny błysk radości, jaki obserwuje się u dzieci, gdy dostaną jakąś niespodziankę od rodziców.
- Miejmy nadzieję, że Dominico będzie skłonny udzielić nam wywiadu, mój drogi kolego – rudowłosa pomachała delikatnie w jego kierunku łyżeczką, na której wciąż widać było ślady polewy czekoladowej.
- Spokojnie, mój urok osobisty powinien zadziałać bez większych trudności – strząsnął niewidoczny pyłek ze swojego ramienia, nadając tym słowom charakterystyczny wydźwięk.
- Zaczynam się poważnie martwić o moją pozycję w oczach Zirelliego.. – powiedziała Winter, z udawanym przerażeniem wymalowanym na twarzy, a dla lepszego efektu przysłowiowo „łapiąc się za głowę” .
- Dzięki wielkie koleżanko! – obruszył się chłopak, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- Pamiętaj, że małe, rude zawsze jest wredne. A ona – tu wskazał dłonią na dziewczynę – to idealny przykład potwierdzający tę tezę.
- Pamiętaj, że małe i rude, może Cię nie wpuścić do domu – odwdzięczyła się, z cwaniackim uśmiechem na twarzy, zielonooka.
Chłopak już miał coś powiedzieć, jednak tylko otworzył usta i po chwili je zamknąwszy, zaczął nad czymś intensywnie dumać. Dziewczyna patrzyła na niego rozbawiona swoją wygraną, jednak spojrzawszy ponad ramieniem Kyle’a na obsługujących klientów Aurorę jej uśmiech powoli tracił swój blask. Wprawiając chłopaków w małe zaskoczenie, dziewczyna przeprosiła ich i wstała ze swojego miejsca poruszając się w kierunku właścicielki Oronero. Ta spojrzała na nią i od razu na jej delikatnej twarzy zagościł uśmiech. Babcia rudowłosej zwykła mówić o takich ludziach, że „są oni jak promień słońca, który nawet w pochmurne dni, potrafi przedrzeć się przez chmury, aby pokazać ludziom, że zawsze pojawia się światło nawet gdy my sami tracimy już na to nadzieję”.- Przepraszam, gdzie znajdę toalety ?
- Korytarzem prosto i pierwsze drzwi po lewej stronie – bransoletki zawieszone na prawej ręce Aurory, zadźwięczały, gdy ta podniosła w górę rękę aby pokazać drogę.
- Dziękuję – chwilowy uśmiech na twarzy zniknął, gdy tylko rudowłosa odwróciła się plecami i zaczęła podążać we wskazane miejsce.
Grobowa wręcz cisza panowała w toalecie, kiedy dziewczyna otworzyła drzwi i weszła do środka. Wnętrze nie było obskurne jak wszystkie inne ukazywane na przykład w amerykańskich filmach, a przeciwnie – można było dostrzec, że zamysłem był właśnie taki efekt.
Przy jednej ze ścian pomalowanych farbą w kolorze dojrzałych pistacji ciągnął się rząd umywalek w jasnym odcieniu beżu, a tuż nad nimi wisiało jedno długie lustro . Oparłszy dłonie o krawędź jednej z nich, zielonooka mocno zacisnęła na niej palce i przymknęła oczy, wciągając głęboko do płuc powietrze. Odrzuciła do tyłu włosy i złożywszy dłonie w tak zwaną „łódeczkę” opłukała twarz.
Zawsze tak robiła ilekroć ktoś – lub też coś – zaprzątało jej myśli i nie mogło ich opuścić. W tym przypadku to „coś” miało na imię Enzo i wpatrywał się w nią, szeroko otwartymi oczami na tyle, na ile było to możliwe w jego postaci.
- Czy duchy już nawet wchodzą do toalety za Widzącymi ? – spytała lekko kpiącym tonem Winter, spoglądając na swojego „gościa” w lustrze.
- Nie – chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu, opierając się barkiem o ścianę naprzeciw dziewczyny – Ale sytuacja tego wymaga, moja droga .
- Dwie sprawy. Pierwsza : Nie jestem Twoja. Druga: O co chodzi tym razem? – spytała dziewczyna z cichym westchnieniem, akcentując ostatnie dwa słowa swojego pytania. Zakręciła kran i odwróciła się twarzą do bruneta.
- Tym razem – Enzo także zaakcentował początkowo te dwa słówka – chodzi o drobnostkę, spokojnie. Wystarczy, że jutro w południe napiszesz do mojego brata z propozycją o spotkanie czy coś.
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się tylko z niedowierzaniem w chłopaka , nie wiedząc co odpowiedzieć. W końcu jednak się otrząsnęła .
- I to dla Ciebie jest drobnostka ? No i tak właściwie, dlaczego akurat w południe ?
- Jeśli Ci się to uda, dowiesz się jutro . Powodzenia i miłego dnia – mrugnął do niej powieką, po czym zniknął z pomieszczenia. Nie było jednak żadnych efektownych wybuchów, mgły czy wskakiwania do kapelusza. Po prostu zniknął.
- Gdyby już nie żył, własnoręcznie bym go udusiła za to zagadkowe mówienie za każdym razem – mruknęła do siebie wychodząc z toalety – Och, przepraszam ! – powiedziała, gdy otwierając drzwi prawie wpadła na kobietę w tym samym momencie wchodzącą do środka.
Kobieta była średniego wzrostu, ubrana w dopasowane czarne spodnie, marynarkę w tym samym kolorze i białą koszulą pod spodem. Na nosie osadzone miała okulary, które sprawiły, że wydawała się starsza niż była.
- Nic nie szkodzi! – roześmiała się, a w jej głosie słychać było prawie namacalną radość – Każdemu może się zdarzyć, jeśli jest się zamyślonym nad czymś.
- Racja. Z tym muszę się zgodzić – odwzajemniła uśmiech po czym ruszyła z powrotem na salę, gdzie czekali na nią Kyle i Luke – I jak, skończyliście już obgadywanie mnie i jedzenie ciasta?
- Z ciastem skończyliśmy, jednak nad tym obgadywaniem musielibyśmy się zastanowić – powiedział Kyle kiwając porozumiewawczo do Luke’a.
- Grabisz sobie! Pożałujesz tego, Kyle! – chciała dać mu kuksańca ale chłopak był szybszy i złapawszy ją za nadgarstki, okręcił i posadził na kolanach – Kyle jeden, Winter zero, skarbie .
- Nawet nie pomożesz? – rudowłosa rzuciła do Luke’a z wyrzutem, piorunując go wzrokiem.
- Mam zajęte ręce! – powiedział tylko, chwytając w dłonie filiżankę.
- Będziesz chciał zdjęcia do artykułu! Pogadamy wtedy! – pogroziła mu i zaczęła się śmiać. Mrocznie śmiać, jeśli to dobre określenie.
Wraz z nią, zaczął śmiać się i Kyle i Luke, przez co inny klienci obecni w kawiarence zaczęli rzucać im to zdziwione, to lekko zdegustowane spojrzenia. Wzrok jaki rzuciła im starsza pani ze stolika obok wręcz dobitnie mówił, że młodzi ludzie w jej czasach tak się nie zachowywali.
Jednak rudowłosa miała jedno motto, które towarzyszyło jej odkąd sięgała pamięcią.
Z uśmiechem na twarzy, przez całe życie. Codziennie.
~ * ~
Stary zegar tykał nieustannie, przypominając każdym swoim „tik tak” , „tik tak”, że kolejne minuty mijają a przyjaciela rudowłosej jak nie było, tak nie ma nadal .
Dziewczyna siedziała na kanapie z podkulonymi nogami zerkając to na poruszające się wskazówki po tarczy zegara, to na korytarz prowadzący do drzwi wejściowych.
- I wysłać takiego do sklepu, który znajduje się tuż za rogiem.. – mruknęła pod nosem zielonooka, po czym wstała z taką energią, że aż chrupnęła jej kość – Oj, to nie było miłe – zaśmiała się do siebie i ruszyła do kuchni uprzednio wziąwszy z półki w salonie jedną z płyt jej ulubionych zespołów.
Włożyła krążek do odtwarzacza i wybrała Gotta Be Tonight, nucąc w rytm melodii. Utwór powoli dobiegał końca, kiedy dziewczyna dostrzegła w otwartym na oścież oknie, siedzącą na parapecie białą sowę z nakrapianymi skrzydłami w czarne plamki.
Zwierzę przekrzywiło łebek w jedną stronę, nie spuszczając wzroku swoich żółtych ślepi z dziewczyny. Mierzyły się tak przez chwilę spojrzeniami, a kiedy piosenka dobiegła końca i zaczął się Between The Raindrops, sowa poderwała swoje małe ciałko w górę i opuściła parapet, odlatując w tylko sobie znanym kierunku. Kilka sekund po tym otworzyły się drzwi wejściowe zwiastując powrót chłopaka.
- Za rogiem, mówiłaś.. To miało być za rogiem? – rzucił chłopak z wyrzutem, kiedy ściągał plecak z ramion – Za rogiem, to pojęcie względne, mała.
- No a może nie jest za rogiem ? – zdziwiła się dziewczyna, obserwując twarz chłopaka, na której pojawiły się dwie różowe plamki na policzkach, jak zawsze kiedy było zbyt ciepło na dworze. Ta rzecz chyba nigdy się w nim nie zmieni – pomyślała i uśmiechnęła się.
Chłopak potrząsnął głową, odrzucając na bok grzywkę.
- Bardzo odległym rogiem, szczegółowo mówiąc – uniósł do góry kąciki ust – Czyli co pieczemy? – spytał, spoglądając na zakupy, które były wypakowywane w tym momencie przez dziewczynę.
- Pieczemy ? Zanim te ciasteczka bym wstawiła do piekarnika, połowy z nim by nie było, a może się mylę twierdząc tak ? – obejrzała się przez ramię, nalewając odpowiednią ilość mleka do szklanego naczynia, z wypisaną miarką z boku.
- Nie wypominaj! – oburzył się Kyle, krzyżując ręce na klatce piersiowej, dodatkowo wyciągając język w kierunku dziewczyny, jak zawsze robił, gdy ta wypominała mu coś.
- Małe i rude, zawsze wredne. Nie zapominaj – uśmiechnęła się promiennie chowając mleko do lodówki , spoglądając jednocześnie kątem oka na zegarek – Mamy spokojnie trzy godziny, zanim Bianca przyjdzie – powiedziała nie tyle do chłopaka, co do siebie samej.
- Znowu zaczynasz mówić do siebie ?
- Nie wypominaj! – przedrzeźniała Kyle’a, mówiąc w ten sam sposób, w jaki mówił on zaledwie kilka chwil wcześniej .
- Uczę się od mistrzyni, rudzielcu – pociągnął ją za jeden z kosmyków włosów i przytulił do siebie - Mówiłem Ci już, że brakowało mi tego ? – spytał, opierając się podbródkiem o głowę dziewczyny.
- Mówiłeś, mówiłeś – potwierdziła tylko, z uśmiechem stwierdzając, że na obecną chwilę jest o wiele lepiej niż sama sobie to wyobrażała – Koniec czułości! Bierzemy się do pracy – odsunęła się od niego, który zrobił smutną minę i podeszła do stołu, na którym leżała karteczka ze szczegółowym przepisem na przygotowanie ciastek.
- Jak mus, to mus, rudzielcu – posłusznie zaczął wykonywać polecenia dziewczyny z uśmiechem w dalszym ciągu nie schodzącym z twarzy.
Z odtwarzacza nieopodal ich, płynęły dźwięki Hanging By A Moment, idealnie wtapiając się tym samym w panujący nastrój.
- Winter.. Spokojnie – spróbował jeszcze raz chłopak, kiedy dziewczyna po raz któryś z kolei wstała z kanapy i zaczęła przed nią krążyć w kółko.
- Ona nigdy się nie spóźnia. Nie toleruje spóźnialstwa, Kyle .
- Może zagadała się ze swoją koleżanką i wspólnie narzekają, jak to koszmarnie zachowuje się młodzież w dzisiejszych czasach? – zaproponował po krótkiej chwili namysłu.
- To nie jest śmieszne. Mam złe przeczucie.. – zaczęła znowu, wyłamując przy tym paliczki tak, że odgłos jak echo rozniósł się po pomieszczeniu i zniknął po chwili w odgłosach tykania zegara.
- Rudzielcu.. Dobra, gdzie ona mieszka? – spytał, gdy dziewczyna spojrzała na niego, a w jej oczach ewidentnie odczytał zmartwienie o Biancę.
Już po chwili szli szybkim krokiem do domku, który zamieszkiwała kobieta. Z daleka widać było, że w jednym z pomieszczeń – salonie, jak dziewczyna się domyśliła – paliło się światło, przesączając przez zawieszone białe zasłony.
Rudowłosa energicznie zastukała kilkakrotnie w mahoniowe drzwi, a gdy nikt nie odpowiedział nacisnęła delikatnie na metalową klamkę. Drzwi otworzyły się bez większego problemu, co stanowiło nieme zaproszenie.
- Bianco ? – powiedziała głośno Winter w przestrzeń, licząc na jakąkolwiek odpowiedź ze strony kobiety – To ja, Winter – mówiła dalej, jednak odpowiedziała jej panująca w całym domu cisza jak makiem zasiał.
- Winter – powiedział cicho chłopak stojący obok niej, gestem dłoni wskazując na leżące na kuchennej podłodze klucze. Ruszył w tamtym kierunku razem z zielonooką.
- Kyle… - odezwała się słabym głosem, klękając jednocześnie przy leżącej na panelach kobiecie – Dzwoń na pogotowie. Migiem.
Im dłużej patrzyła na twarz kobiety na jej kolanach, im dłużej trzymała ją za rękę słysząc w oddali uporczywe tykanie zegara, tym bardziej szkliły jej się oczy a oddech urywał się niespokojnie.
Po kilkunastu kolejnych „tik tak”, „tik tak”, za oknami zamigotały światła pogotowia, a przez drzwi wejściowe weszło kilku sanitariuszy. Dopiero wtedy w domu przestało być cicho.
* See you soon,
NEM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz