Las.
Las mieszany składający się z zarówno drzew iglastych jak liściastych. Wszędzie cisza jak makiem zasiał i spokój. Słychać tylko szum drzew, wprawionych w ruch delikatnymi porywami wiatru, oraz poćwierkiwanie ptaków, siedzących na okolicznych drzewach.
Leśna dróżka, znajdująca się na skraju owego lasu była wydeptana przez wędrujących nią ludzi, prowadziła ona do polanki. Było to miejsce, w którym można było rozpalić ognisko, bez cienia strachu przed wznieceniem pożaru. Dookoła paleniska, ustawiona była zapora zbudowana z zaprawy i cegiełek, aby powstrzymać ogień przed rozprzestrzenianiem się.
W równych odstępach od paleniska oraz w równych odstępach między sobą, ustawione były ławeczki zbudowane z grubych, drewnianych bali. Na jednej z nich, najbardziej oddalonej od dróżki siedziały dwie postacie. Dwie dziewczyny : jedna z nich miała długie, kruczoczarne włosy sięgające za łopatki, zaś druga - rude.Śmiejąc się i rozmawiając na każdy możliwy temat jaki przyszedł - albo jednej, albo drugiej - do głowy, nie zwracały uwagi na otoczenie.
w pewnym momencie, na ścieżce pojawiła się grupa ludzi, których zdradziło trzaśnięcie gałązki, na którą nadepnął jedna osoba z grupy.
Kobieta w towarzystwie dwojga mężczyzn, przysiadła na ławeczce położonej w najbardziej zaciemnionym miejscu, pod wielkim, rozłożystym drzewem; nie przejmując się obecnością dziewcząt.
Kilka długich chwil później, nowo przybyła grupa rozpaliła ognisko, od którego raz po raz strzelały kolorowe ogniki i iskry, sycząc delikatnie. Pojawił się także papieros w dłoni jednego z mężczyzn, na co kobieta zaczęła machać dłonią przed swoją twarzą, aby odpędzić dym nikotynowy.
Dziewczyny, siedziały na ławce zwrócone twarzami do siebie dalej pogrążone na rozmowie i nie wykazywały cienia zainteresowania tamtą grupą.
Kilkanaście minut później, przed przyjaciółkami jak spod ziemi wyrósł chłopak.
Wysoki, z wystającymi kośćmi policzkowymi i charakterystycznymi rysami twarzy, którą dookoła niczym aureola okalały długie, blond pukle włosów. Zielone oczy były idealnym odzwierciedleniem odcieniu naturalnej zieleni, w których zawsze tańczyły małe, wesołe promyki.
Chłopak, będący dobrym kolegą dziewcząt przysiadł się do nich i pogawędzili przez kilka chwil, ale w momencie, gdy chłopak musiał już wracać, nagłe pojawienie się pewnej osoby zburzyły idealny spokój i harmonię panującą dotychczas. Brunet, który właśnie pojawił się na polanie w niedużej odległości, która z sekundy na sekundę się zmniejszała od dziewcząt; obrzucił nienawistnym spojrzeniem zielonookiego, po czym z niewiadomych dla nikogo przyczyn rzucił się na niego, z czego wyniknęła szamotanina.
Gdy atakujący podniósł wysoko zaciśniętą dłoń, wszystko rozwiało się jak poranna mgła.
Nieśmiałe promienie porannego słońca, przebijały się przez rozsunięte zasłony zalewając pokój jasną poświatą.
Rano, wszystko wydawało się być inne. Takie.. Świeże.
Dwa kryształowe wazony stojące na parapecie okiennym, ramki na zdjęcia umiejscowione na mahoniowej komodzie rozszczepiały padające na nie promienie słoneczne.
Pogoda za oknem była kontrastem tej, którą można było zobaczyć np. w angielskim mieście - Londynie.
Dziś niebo skąpane w swoistym odcieniu błękitu, z białymi pierzastymi obłokami rozmieszczonymi gdzieniegdzie na nieboskłonie.
Klatka piersiowa rudowłosej unosiła się równomiernie w górę i w dół, w pozornie spokojnym śnie. Jednak twierdząc tak, zmienilibyśmy zdanie spoglądając na twarz dziewczyny. Powieki miała mocno zaciśnięte, podobnie jak usta wykrzywione w dziwnym grymasie. Chwilę później dziewczyna usiadła wyprostowana na łóżku z szeroko otwartymi oczami, przeczesując jednocześnie dłonią swe włosy.
- To tylko sen.. Sen o przeszłości.. - mówiła do siebie oddychając głęboko.Sytuacja ze snu była bardzo dobrze znana dziewczynie, więc niewiele trudu wymagało przypomnienie sobie okoliczności spotkania dwóch dziewcząt występujących w tym śnie.
Było to na tydzień przed przylotem do Florencji - na staż. To miał być mile spędzony dzień z przyjaciółką, a wyszło inaczej niż się spodziewała. Jedna osoba, jeden moment wystarczył, aby czar miłego popołudnia prysł, jak te bańki mydlane, którymi tak często umilała sobie czas z przyjaciółką. Wystarczył moment...
Nie przerywając powracania do wydarzeń z przeszłości, które miały miejsce wcale nie tak dawno, dziewczyna odbyła zwyczajową poranną toaletę. Po wyjściu z pomieszczenia, wycierała włosy puszystym, kremowym ręcznikiem z nadmiaru wody, rozsiewając wokół siebie soczystą nutkę truskawki.
Z wilgotnymi jeszcze włosami, ale już ubrana - rudowłosa - zeszła na dół do kuchni, aby przygotować posiłek. Tak jak poprzedniego dnia, zaparzyła zieloną herbatę i po włączeniu w radiu swojej ulubionej stacji, nucąc pod nosem piosenkę zaczęła przygotowywać śniadanie.
Czasami człowieka nachodzi taki moment w życiu, że zaczyna się zastanawiać, czy to co widzi dookoła nie sprzeciwia się temu co istnieje naprawdę. Może nie wszystko jest takie, jakie początkowo mogłoby się wydawać? Z pozoru szczęśliwi ludzie, uśmiech tak naprawdę mogą traktować jako maskę, którą zakładają po to, aby inni nie myśleli, że coś z nimi nie tak. Z pozoru ludzie, których nazywamy przyjaciółmi, naszą znajomość i dobroć mogą w końcu wykorzystać przeciwko nam i odwrócić się od nas w najmniej niespodziewanym przez nas momencie. Pozornie ludzie, którzy zmarli trafiają do kostnicy i nie przemierzają krętych uliczek miasta, na rowerze prawie identycznym jak ten, który mieli w dniu swojej śmierci, prawda?
Ale od początku..
Zaraz po wyjściu z pierwszej lekcji stażu dziennikarskiego, mijając kolorowe florenckie budynki, rudowłosa dziewczyna kierowała swe kroki do parku, aby odetchnąć po dniu pełnym wrażeń.
O tej porze roku, bogactwo roślin ozdobnych, którymi wypełniony był park zachwycało nie tyle ilością, co rodzajem, gatunkiem a także barwą.
Małe dzieci zaczęły gonić za ptakami, które poiły się w pobliskim oczku wodnym, zmuszając je do szybkiego wzbicia się w powietrze poprzedzonego kilkoma dźwiękami dezaprobaty, jakie wydobyły się z ich dziobów, co wywołało uśmiech na twarzy dziewczyny. Dokładnie pamiętała, jak sama robiła tak, gdy była w wieku zbliżonym do tych dzieci.
Po pewnym czasie, rudowłosa udała się w drogę powrotną, a tuż przy wyjściu z parku, została potrącona przez nadjeżdżającego z naprzeciwka rowerzystę, który nie zwrócił uwagi na dziewczynę.
To był moment.
Chwilę później dziewczyna leżała na chodniku, rower "oprawcy" niedaleko niej, a sam rowerzysta na niej. Przez kilka sekund, oboje wpatrywali się sobie w oczy, a wszystko dookoła przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
W końcu jednak, speszony swoim zachowaniem chłopak odezwał się uśmiechając nieśmiało .- Ja.. Ja najmocniej przepraszam. Obejrzałem się za siebie i .. I nie zauważyłem Cię - zająknął się chłopak z lekkim strachem w oczach - Nic Ci nie jest ?
- Cóż.. Byłoby mi łatwiej zrobić rozeznanie czy nic mi nie jest, gdybym siebie widziała. Ale, jak sam widzisz, w dalszym ciągu na mnie leżysz, więc..
- O boże, no tak. Przepraszam.. - wymamrotał podnosząc się do pozycji pionowej, po czym podał wyciągniętą dłoń dziewczynie, aby i ta mogła wstać - Przepraszam Cię najmocniej.
- Już to mówiłeś - zaśmiała się dziewczyna, starając się delikatnie rozluźnić panującą między nimi atmosferę.
Teraz mając przed sobą, całego chłopaka a nie tylko jego twarz przy swojej twarzy, przyjrzała się mu uważne. Czarne włosy, zmierzwione od jazdy na rowerze, wyraziste rysy twarzy podkreślone widocznymi kośćmi policzkowymi. Czarne dopasowane dżinsy i czerwona koszulka delikatnie opięta na ramionach.- Jestem Teo - powiedział chłopak wyciągając rękę, na co rudowłosa zareagowała odruchowo, wyciągając swoją w jego kierunku.
- Wint.. - zająknęła się, spoglądając prosto w oczy swojego rozmówcy.
Duże, idealnie podkreślone przez ciemnoczerwoną koszulkę błękitne oczy, były wierną kopią koloru oceanu.
Dla osoby pobocznej, ta sytuacja mogłaby się wydawać nieco dziwna i nietypowa. No bo, któż normalny zapomina własnego imienia, gdy tylko rozmawia z chłopakiem? Chłopakiem o niebieskich oczach ?
Odpowiedź jest prosta.
Osoba,która widziała dokładnie ten sam kolor oczu, te same charakterystyczne rysy twarzy i nawet! ten sam kolor włosów i podobne uczesanie u kogoś innego.
U osoby, która nie powinna już oddychać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz