czwartek, 10 września 2015

Rozdział 4.

 Dookoła czuć woń słodkiej waty cukrowej i kwiatów. Róże przesycone delikatnym aromatem zapachu wiosny, obsadzone były dookoła obszernego placu szkolnego, tuż przy ogrodzeniu wysokim na półtora metra.
Jest ciepłe majowe popołudnie. Idealny czas na festyn szkolny. Boisko szkolne jest na tyle duże, aby bez problemu pomieścić wszystkie budki, stoiska i mini sklepiki, które tego dnia ustawione były w schemat znany tylko dyrektorowi placówki. Przechodząc obok owych stoisk, sprzedający swoje produkty pracownicy, uśmiechali się zachęcająco o wypowiadali swoje hasła reklamowe, aby to do nich właśnie wstąpić.
Rudowłosa siedemnastolatka (jeszcze!) z niewielkim trudem pokonała dużą odległość, jaka dzieliła ją od rodziny. Wszędzie jak okiem sięgnąć, znajdowali się ludzie.. A to młode małżeństwa ze swoimi pociechami u boku, które ciągnęły swoich rodziców z szerokim uśmiechem na twarzy w tylko im znanym kierunku; a to starsze pary, które trzymając za rękę swoją drugą połówkę z delikatnym uśmiechem spoglądali w kierunku swoich wnucząt. Dziewczyna nigdy nie lubiła takiego przepychu, takich imprez, tylu ludzi zebranych w jednym miejscu w danym momencie.
Gdy stanęła naprzeciw wysokiej, szczupłej kobiety, o długich bujnych włosach, powitała ją z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Już myślałam, że się nam zgubiłaś, Skarbie – jej melodyjny i spokojny głos, dotarł do uszu siedemnastolatki, gdy tylko matka na nią spojrzała.
- Uwierz mi, że początkowo i ja sama tak myślała – dziewczyna zaśmiała się w typowy dla siebie sposób, sprawiając tym samym, że uśmiech pojawił się także na twarzy jej młodszej siostry, która stała obok majmy kurczowo uczepiona, jej bordowej spódnicy – To co młoda.. Idziemy na trampolinę?
- Tak, tak tak! – wykrzykiwała raz po raz, rozentuzjazmowana mała dziewczynka, tym samym chwytając od razu wyciągniętą w jej kierunku dłoń rudowłosej.
Po dotarciu do miejsca docelowego, starsza z sióstr podała kilka monet właścicielowi, po czym mała Mia – bo takie imię przypisane zostało w dniu chrztu, siostrze rudowłosej – weszła na trampolinę, zaczynając zabawę ze swymi rówieśnikami, które już były tam obecne.
Rudowłosa przyglądała się siostrze, unosząc jednocześnie kąciku ust w górę. Niska brunetka, zawsze była uśmiechnięta, żywa i pełna energii. Pomimo swojego młodego wieku, umiała zawsze rozpoznać pewne cechy charakteru po zachowaniu ludzi.
- Winter! Winter! Spójrz co potrafię! – Mia, zaczęła popisywać się przed starszą siostrą, ze swoim typowym zadziornym uśmieszkiem na twarzy.
Tak.. Ta mała istotka potrafi sprawić, że na twarzy Winter pojawiał się uśmiech, nawet w najbardziej pochmurny dzień.


- Widzę, że panienka się troszkę zamyśliła. – do uszu Winter, dotarł głos starszej pani, która siedziała naprzeciw niej, na tarasie w domku owej starszej pani.
Panią Biancę La Duka, Winter poznała już pierwszego dnia, w którym przyleciała do Florencji, kiedy to nie mogła trafić na ulicę podaną na małym skrawku papieru. Jak się okazało, dom Winter, w którym będzie mieszkać na czas trwania stażu, oraz dom pani Bianki, znajdowały się po przeciwnych stronach ulicy. Tak więc starsza pani, pomogła dziewczynie znaleźć drogę.
A teraz tak po prostu siedziały na tarasie gawędząc w najlepsze.
Bursztynowe oczy starszej pani, czujnie obserwowały tę młodą dziewczynę, tak pilnie nad czymś zamyśloną. Ubrana w morelową koszulę okrytą sweterkiem w dopasowanym kolorze, nie spuszczała wzroku z dziewczyny którą polubiła od pierwszej chwili, gdy wpadły na siebie na jednej z uliczek w centrum miasta.
- Proszę mi wybaczyć pani Bianco – wymamrotała dziewczyna, sięgając po szklankę soku pomarańczowego, stojącą na niskim mahoniowym stoliku do kawy tuż przy jej wiklinowym (dziewczyna do końca nie wiedziała z czego wykonany jest przedmiot, ale jej przypuszczenia wskazywały właśnie na wiklinę) krześle, aby zniknęła suchość z ust .
- Nie przepraszaj, drogie dziecko. Nic takiego przecież się nie stało – twarz staruszki rozjaśniła się w uśmiechu a przy kącikach oczu pojawiły się delikatne zmarszczki – Pamiętam.. Jak sama byłam w Twoim wieku. Tak samo jak Ty przed chwilą byłam nieobecna momentami, czym często zwracałam uwagę swojej rodzicielki. A musisz wiedzieć, że była to kobieta z pewnymi zasadami, z których jedna dotyczyła właśnie takiego chwilowego zamyślania się na tylko Tobie znany temat. Więc.. Powiedz mi. Jakie imię nosi ten młodzieniec?
- Słu.. Słucham ? – rudowłosa zakrztusiła się przełykanym w tym momencie sokiem, na co La Duka, pomimo swojego wieku zareagowała błyskawicznie i instynktownie, podbiegając do siedzącej naprzeciw niej dziewczyny i raz po raz, uderzając ją w plecy – Dziękuję bardzo. Ale.. Co miała pani na myśli.. O co chodziło z tym fragmentem o młodzieńcu?
- W życiu każdej młodej osoby, przychodzi czas, kiedy patrząc na osobę płci przeciwnej, nie krytykując w jakikolwiek sposób osób, które interesują się osobami tej samej płci, ale nie o tym teraz rozmowa.. Kiedy patrząc na osobę płci przeciwnej, zaczynasz dostrzegać pewne inne .. Aspekty, rzekłabym.
- Czyli.. Ma pani na myśli to, że któryś z tutejszych chłopców, albo nie tutejszych, mógłby mi się spodobać? – spytała dziewczyna, rozgryzając aluzję Bianki La Duka.
Starsza pani, spojrzała tylko na nią wzrokiem, który zapewne mówił, że to właśnie o to chodziło starszej pani. Dziewczyna mimowolnie zaczęła chichotać.
- Cóż takiego Cię rozbawiło, moja droga, młoda panno ? – zdziwiony, aczkolwiek stanowczy głos przesycony włoskim akcentem, nakazał dziewczynie się opanować.
- To, ze wcale nie myślałam o niejakim „młodzieńcu”, który rzekomo mi się spodobał. Przypomniał mi się pewien dzień, w którym odbywał się festyn w szkole mojej siostry.. Tylko tyle.
- Moje drogie dziecko! To oznacza tylko jedno! – dziewczyna rzuciła Biance mocno zdziwione i zaskoczone spojrzenie, zmuszając tym samym kobietę do kontynuowania wypowiedzi.
- Że tęsknisz, kochanie. Tęsknisz za rodziną..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz