czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 1.

Budzik jak co rano zadźwięczał punktualnie o 7, budząc tym samym rudowłosą dziewczynę z objęć Morfeusza. Zaspana przetarła dłońmi lekko podpuchnięte oczy, i po krótkim przeciągnięciu się udała się do łazienki w celu odbycia porannej toalety, uprzednio wziąwszy ze sobą kilka ubrań na dzisiejszy dzień. Po wyjściu – już rozbudzona – zaścieliła łóżko, po czym zbiegła na dół. Do kuchni. Tam zaparzywszy swoją ulubioną zieloną herbatę zaczęła przygotowywać posiłek. Siedząc przy stole, przygryzając jedną z dwóch kanapek spoglądała w okno i podziwiała widok miasta tuż po deszczu, skąpanego w promieniach porannego słońca, które przedzierało się przez chmury.

Lubiła deszcz, a niewiele osób mogłoby powiedzieć to samo. Coś, choć nie wiedziała co dokładnie, utożsamiało ją z tutejszą pogodą. Może był to fakt, że pogoda była zmienna i potrafiąca zaskoczyć, tak samo jak dziewczyna. Po skończonym śniadaniu i umyciu zębów, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do małego plecaka i po zakluczeniu mieszkania udała się do centrum.
Co rusz mijając jakieś osoby, znane tylko z widzenia lub widziane po raz pierwszy, podziwiała stare kolorowe kamieniczki, które mimo swoich lat nie traciły swojego uroku. To z kolei nawiązywało, do zainteresowania dziewczyny historią, starożytnością czy zwykłymi starymi kamieniczkami.
Gdy jej oczom ukazał się duży przeszklony budynek, który otoczony był różnymi gatunkami drzew i roślin; aż westchnęła z zachwytu. To tutaj ma spędzić kolejne pół roku, a jeśli wszystko pójdzie dobrze to kto wie, może zostanie na dłużej ? 
Zza hebanowego biurka w dużym holu, wychyliła się głowa kobiety, na twarzy której jak tylko zobaczyła przybysza zagościł uśmiech. Kobieta wyglądała na mniej niż 60 lat, włosy upięte miała w wysokiego koka a na szczupłe ramiona zarzucony bordowy sweterek . 
- Dzień dobry. – w holu rozległ się jej głos – Jestem Silvia Hoffa i mam nadzieję, że będę mogła Ci pomóc .
Jej głos przesycony był charakterystycznym dla tych stron akcentem.
-  Winter Verso – przedstawiła się rudowłosa, wyjmując z plecaka dużą kremową kopertę – Miałam się zgłosić dziś do pana.. Zirelliego – odczytała nazwisko napisane w prawym górnym rogu koperty, po czym podała kobiecie kartkę w takim samym kolorze co koperta.
Silvia wsunęła okulary na nos, po czym uważnie przestudiowała tekst nadrukowany na arkuszu. Gdy skończyła podniosła głowę i skupiwszy wzrok na dziewczynie uśmiechnęła się oddając arkusz.
- Twoje imię jest charakterystyczne, że dziwię się sobie jak mogłam je zapomnieć – zaśmiała się – Dyrektora Zirelliego znajdziesz idąc tymi schodami w górę, na koniec korytarza. Ostanie drzwi- to jego biuro.
- Dziękuję – dziewczyna chowając dokument wdrapała się po schodach a potem, idąc korytarzem dotarła do właściwego pomieszczenia, wyznaczonego przez Silvię.
Odetchnęła głęboko, poprawiła koszulę, a po zdawkowym „proszę” otworzyła drzwi i nieśmiało przekroczyła próg gabinetu.
- Słucham? – spytał młody mężczyzna siedzący na obrotowym krześle za obszernym biurkiem, przekładając jeden stosik arkuszy przez drugi.
- Nazywam się Winter Verso.. – zaczęła mówić, jednak nie dane było jej dokończyć, ponieważ Zirelli wstał uśmiechnięty szeroko i podszedł do niej .
- Ah! To Ty! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mogę Cię poznać! – potrząsnął energicznie prawą dłonią dziewczyny – Twoi byli nauczyciele wystawili Ci bardzo pozytywne opinie, co bardzo mnie cieszy.
- To chyba dobrze proszę pana..
- Co tak nieśmiało ? Ja nie gryzę! Możesz spytać Silvię – gestem wskazał jej fotel przy swoim biurku, a sam obszedł je dookoła i zajął miejsce naprzeciw – Poza tym, czy wyglądam aż tak staro, aby mówić do mnie per pan  ? – zaśmiał się, po czym wyciągnął dłoń w jej kierunku mówiąc :
- Jestem Simon, miło mi.
- Winter – rudowłosa potrząsnęła delikatnie wyciągniętą dłonią – Więc.. Chciałabym się dowiedzieć więcej o stażu, dla którego tutaj przyleciałam..

Trzy kwadranse później, dziewczyna o marchewkowych włosach zostawiła za sobą budynek, z wielkim szyldem na którym widniało nazwisko Zirelli i skierowała swe kroki do innej części miasta niż ta, w której obecnie się znajdowała. Zważywszy na brak jakichkolwiek planów na popołudnie, spacerowała krętymi uliczkami co rusz zmieniając kierunek.
Teraz, opierając się o marmurowy murek okalający most z dwóch stron i wpatrując się w wolno płynącą wodę tuż pod nią, po plecach przeszły jej ciarki, a lewy nadgarstek zaczął delikatnie pulsować.
Obróciła się przez prawe ramię, spoglądając na drugi koniec mostu bardziej odległy niż ten z jej lewej strony. Zobaczyła cień postaci. Chwilę później, gdy cień się przybliżył mogła dostrzec więcej szczegółów. 
Młody chłopak o zmierzwionych, czarnych włosach, z przewieszoną przez prawe ramię torbą, zmierzał na rowerze w jej kierunku. Z pozoru: zwykła, typowa sytuacja, a jednak było coś, co ją wyróżniało spośród monotonii miasta.
Gdy chłopak przemknął obok niej, nie poczuła podmuchu wiatru, wywołanego pędem roweru; nie poczuła woni jego perfum, jak to zazwyczaj bywało. Gdy spojrzenie jego niebieskich jak morze oczu, zetknęło się z jej - zielonymi oczami, dziewczyna odnalazła w nich.. pustkę.
Ciało młodzieńca było prześwitujące, a twarz, co mogłoby się wydawać dziwne - blada.
Jedno wiedziała na pewno. Chłopak nie żył.


* Jest pierwszy rozdział.
Mam nadzieję, że będzie się Wam podobać ^^
Czekam na Wasze opinie. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz